- Siema!- wrzasnął i już po chwili ujrzeliśmy go w
salonie, gdzie aktualnie siedzieliśmy.
- Cześć.- odpowiedziałam równocześnie z Shinodą.
- Nie musisz się tak wydzierać.-dodał Mike. Chester
tylko machnął ręką i podszedł do mnie uśmiechając się.
- Chodź, jedziemy.-pociągnął mnie za rękę.
Pożegnałam się z Shinodą i poszłam w stronę drzwi za Blondynem.
- Tylko grzecznie mi tam!- przestrzegł nas Mike.
- Morda kapciu.-warknął Chester po czym wybuchliśmy
śmiechem i poszliśmy do samochodu.
Po około 15 minutach byliśmy u niego. Siedziałam
właśnie na kanapie w salonie, a on przyniósł reklamówki z samochodu. Widać
wcześniej był na zakupach. Widząc go, wstałam i poszłam za nim do kuchni
ciekawa zakupów.
- Fajnie tu masz.-powiedziałam, kiedy kładł
reklamówki na wyspie kuchennej. Odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechnął się po
czym zanurzył dłonie w torbie i wyciągnął z nich kilka puszek coli i kilka
pudełek lodów. Widząc to wybałuszyłam na niego oczy.
- Nie wiedziałem jakie lubisz, dlatego wziąłem
wszystkie.-wyszczerzył się do mnie od ucha do ucha.-Będziemy je jedli całą noc.
- I do tego będziemy opijali się colą. Dupy nam
urosną.- zaśmiałam się. Chester wziął dwie łyżeczki, lody oraz colę po czym
poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie przed telewizorem.
- Oj tam. Najwyżej będziemy chodzić w namiotach.
Ostatnio w telewizji widziałem.-popatrzył na mnie i "zatańczył"
zabawnie brwiami.-Taki zajebisty. W kwiatki. Sześcioosobowy. Zmieścimy się
razem. -znowu poruszył zabawnie brwiami.
- Podryw na wspólny namiot?- zapytałam ze śmiechem
pałaszując lody czekoladowe.
- A skąd. Jakże bym mógł.- zaczął się śmiać.
Przez całą noc jedliśmy lody i oglądaliśmy jakieś
nudne horrory. Jednym słowem: bawiliśmy się jak starzy przyjaciele. Szczególnie
wtedy, kiedy mój towarzysz napchał sobie do ust tyle lodów, że ledwo zamykała
mu się buzia. W dodatku zaczął się śmiać. Wyglądał przekomicznie. Dopiero około 4 nad ranem wyłączyliśmy
telewizję i postanowiliśmy się położyć. Chester wskazał mi pokój, w którym
mogłam się przespać. Pożyczył mi jakąś swoją długą koszulkę, abym mogła w niej
spać i wskazał drogę do łazienki. Po szybkim prysznicu ubrałam na siebie
bieliznę i długą koszulkę Chestera, która sięgała mi do połowy ud. Zdjęłam moje
szkła kontaktowe i spojrzałam w lustro. Zawsze podobały mi się moje oczy. Były
takie inne, niepowtarzalne. Tylko ja takie miałam i byłam z tego dumna. Wyszłam z łazienki. Nie miałam siły, aby iść
do Chazza i życzyć dobrej nocy toteż tego nie zrobiłam tylko udałam się do
pokoju, w którym miałam spać. Nie zważając na nic walnęłam się na łóżko i
zasnęłam w mgnieniu oka. Spało mi się nadzwyczaj dobrze. Może to dlatego, że te
łóżko było takie miękkie? A może dlatego, że nie musiałam bać się o to, czy
mojemu przybranemu ojcu znowu coś strzeli do głowy i czy nie będzie mnie
przypadkiem chciał zabić kiedy będę spała? Nie wiem.
Odwróciłam się na lewy bok i otworzyłam zaspane
oczy. Myślałam, że na zawał zejdę. Przede mną leżał Chester i wpatrywał się we
mnie z wybałuszonymi oczami. Przeanalizowałam błyskawicznie całą noc w mojej
głowie i z ulgą stwierdziłam, że nic nie piłam, także nic nie mogło się między
mną, a nim wydarzyć. Tylko jedno stwierdzenie mogło w tej chwili opisać moje
zdziwienie.
- O kurwa.-wydusiłam z siebie.
- Ja pierdole.-powiedział Chester dalej wpatrując
się w moje oczy. Mądra wymiana zdań, nie ma co.
- Możesz mi powiedzieć, co Ty tutaj robisz?-
zapytałam, lecz nie doczekałam się odpowiedzi.- Halo.-żadnej odpowiedzi.-Kurwa
mać, Chester!- wydarłam się. Dopiero wtedy oprzytomniał i uśmiechnął się.
- Bo ten...chciałem Cię obudzić, ale tak słodko
spałaś...Więc położyłem się tak koło Ciebie i czekałem aż wstaniesz, żeby Cię
przestraszyć.-wyszczerzył się od ucha do ucha.
- Debil.-stwierdziłam po czym oboje usiedliśmy na
łóżku. Przeciągnęłam się leniwie. Czułam na sobie jego spojrzenie.- No co?-
zapytałam.
- Twoje oczy...Robią wrażenie.- powiedział jakby
był w transie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Przecież Ci mówiłam, że są nienaturalne.
- Ale nie sądziłem, że aż tak. Nigdy nie widziałem
takich oczu. Połączenie bursztynu z zielenią... Zajebiste.
- Dobra nie słódź mi tu, bo tęczą rzygnę.-
zaśmiałam się.- Która godzina?
- Będzie jakoś tak po 13
- ŻE CO?!- poderwałam się z łóżka i pobiegłam się
ubrać do łazienki. Ogarnęłam włosy, nałożyłam szkła kontaktowe i wróciłam do pokoju. Zastałam tam Chestera
siedzącego w tej samej pozycji. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i
dezorientacja.
- Czego tak biegasz?- zapytał.
- Muszę wracać do domu.-powiedziałam przerażona.
Stałam właśnie na środku pokoju i przetarłam ręką czoło. Chester wstał i za
chwilę staliśmy twarzą w twarz.
- Nigdzie nie idziesz.-był strasznie poważny.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja muszę.-usiadłam na
łóżku, ponieważ cała się trzęsłam.
- Owszem, rozumiem.-usiadł obok mnie. Popatrzyłam
się na niego i lekko się uśmiechnęłam choć sytuacja tego nie wymagała.- Nie
pozwolę, aby znowu ktoś Ci zrobił krzywdę. Zresztą...tłumaczyłem Ci to już.
- Ale przecież nie mogę siedzieć u Ciebie cały
czas. Ty przecież masz swoje życie, żonę...
- Kto Ci powiedział o niej?- nagle poderwał się z
miejsca.
- No wczoraj siedziałam przecież z Mike'm.
Rozmawialiśmy i coś tam wspominał, że masz żonę.- wyjaśniłam speszona. Nie
chciałam żeby był zły na mnie lub na Mike'a. Nie potrzebnie się wygadałam.
- I co? Powiedział Ci jaka to ona zła nie jest?-
zaczął się śmiać nie wiadomo dlaczego.- I wiesz co?- wskazał na mnie palcem i
nagle w jego oczach pojawiły się łzy.- Miał rację.-dokończył i upadł na kolana.
Schował twarz w dłonie i po prostu zaczął płakać. Szybko znalazłam się przy
nim, zdjęłam mu okulary, które położyłam na podłodze i przytuliłam go jak
najmocniej tylko mogłam. Oparł głowę o mój obojczyk i szlochał dalej.
- Jak mogłem być takim idiotą. Dlaczego to zawsze
ja muszę mieć takie spieprzone życie?- wypowiedział pociągając nosem. Nigdy nie
widziałam płaczącego mężczyzny...To było dla mnie dość wstrząsające przeżycie.
- Heej...Spokojnie. Jesteś silnym facetem, dasz
sobie radę.-próbowałam go uspokoić. Ku mojemu zdziwieniu po kilku minutach przestał
płakać.
- Przytul.-mruknął smutno.
- Przecież ciągle Cię przytulam.-zauważyłam. On
tylko wtulił się we mnie jeszcze bardziej i objął moje ciało ramionami. To
było...słodkie. Smutne, ale na swój sposób słodkie. Chester wydawał się taki
bezbronny. Jak mały, zagubiony chłopiec.
- Dziękuję.-powiedział cicho i niechętnie się ode
mnie oderwał. Zajrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Nagle w jego oczach przez
ułamek sekundy zauważyłam jakby bursztynowy błysk. Uznałam to za zwidę i
zignorowałam to.
- Nie ma za co.- odparłam.-Powiesz mi co się
stało?- zapytałam, ponieważ martwiłam się o niego.
- Naprawdę chcesz usłyszeć w jakiej beznadziejnej
sytuacji jestem?- odpowiedział ze smutkiem w głosie. Kiwnęłam twierdząco głową.
Głośno westchnął wypuszczając ze świstem powietrze z ust.-
Samantha...Coż...Zdradzała mnie z pierwszym lepszym, a ja głupi dalej ją
kochałem. I w sumie dalej kocham.-wbił wzrok w podłogę, sięgnął ręką po okulary
i założył je. Po jego policzku popłynęła samotna łza lecz wytarł ją szybko.
Przytuliłam go ponownie. Było mi go naprawdę szkoda. Widać, że dalej bardzo
kocha tą całą Samanthę i jest mu cholernie ciężko z faktem iż notorycznie go
zdradzała i to z kim popadnie. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Błyskawicznie się
od siebie oderwaliśmy i wstaliśmy z podłogi. Chester podszedł do okna sprawdzić
kto przyszedł. Stał tam przez chwilę po czym odwrócił się do mnie z przerażoną
miną.
- To ona.-mruknął i głośno przełknął ślinę.-
Ja...ja nie dam rady. Pomóż mi.-wypowiedział niemal błagalnym tonem. Podeszłam
do niego i złapałam go za ręce.
- Posłuchaj mnie...-spojrzałam mu głęboko w jego
ciemne oczy.- Pójdziesz tam i powiesz jej co o niej myślisz. Wiem, że dalej ją
kochasz, ale musisz być twardy. Jeśli raz Cię zdradziła, zrobi to kolejny raz
nawet nie wahając się na sekundę. I to nie jest Twoja wina, tylko jej. Jest
tępą idiotką bez uczuć skoro tak Cię potraktowała. Także spinaj dupę, zejdź na
dół i powiedz jej żeby spieprzała. Ja sobie tutaj zaczekam, ale jeśli będzie
stawiała jakikolwiek opór, zejdę tam, a wtedy przekonasz się jaka potrafię być
dla takich ludzi jak ona. I uwierz mi...to nie będzie dla niej
miłe.-uśmiechnęłam się do niego.- No już. Idź.-ponagliłam go. Zauważyłam, że
moje słowa naprawdę na niego podziałały. Na twarzy Chestera nie malowało się już
przerażenie lecz pewność siebie i zaciętość. W oczach pojawił się gniew i
zdawałoby się, że zaraz zacznie mordować ludzi wzrokiem. W pewnym sensie bałam
się go w tamtej chwili, ale przecież sama zagrzałam go do walki. Kiwnął twierdząco głową i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili usłyszałam dosyć głośną wymianę
zdań. Ta cała Samantha błagała Chestera o jeszcze jedną szansę, ale ten był
nieugięty. Dosłownie kazał jej spieprzać. Byłam z niego dumna w tamtym
momencie. Dawał radę mimo uczuć. Szacun. Usłyszałam głośny huk tłukącego się
szkła. Zamarłam. Wybiegłam szybko z pokoju i zbiegłam błyskawicznie po
schodach. W salonie zobaczyłam Chestera stojącego tyłem do mnie oraz Samanthę,
która stała po drugiej stronie stolika, który miał swoją miejscówkę między telewizorem
a kanapą. No tak. W nocy robił za dobrą podpórkę pod nogi. Ujrzałam również
pobity, szklany wazon pod nogami Chazza. Doskoczyłam do niego ostrożnie tak,
aby nie pokaleczyć sobie stóp. Wtedy ujrzałam jego twarz. Przestraszyłam się.
Był lekko mówiąc wściekły.
- Chazz, możesz mi powiedzieć, co tu się do cholery
jasnej dzieje?- zapytałam go, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Spojrzałam na
kobietę stojącą przed nami. Jeszcze około minutę wcześniej na jej twarzy
malowało się przerażenie. Teraz uśmiechała się szyderczo.
- Widzę, że znalazłeś już sobie
pocieszenie-zaśmiała się.-Kochanie.- dodała ironicznym głosem. Pięści mojego
towarzysza zacisnęły się tak mocno, że aż syknął z bólu.
- Wyjdź.-warknął.
- Bo co? Zabijesz mnie wzrokiem? Nie boję się
Ciebie. I wiesz co Ci jeszcze powiem? Ta suka.-tutaj wskazała na mnie.- Może
sobie z Tobą robić co chce. Ty mi się już znudziłeś. Nie potrzebuję Cię.
- Do cholery jasnej! Wyjdź zanim stracę panowanie
nad sobą.-wypowiedział po czym przymknął powieki. Złapałam go za rękę. Była
dziwnie ciepła. Zdawało mi się, że zaraz jego skóra zacznie się palić. A może
to tylko mój chory wymysł spowodowany tatuażami na rękach Chestera? Po chwili
otworzył oczy, a kobieta przed nami nie wiadomo dlaczego jakby się przeraziła.
- Pieprzony psychol.- wypowiedziała szyderczym
głosem i już zaraz jej nie było. Zastanawiałam się czego ona tak się
wystraszyła. Przytuliłam nadal wzburzonego Cheza.
- Jestem z Ciebie dumna.-powiedziałam cicho.
- To dzięki Tobie mi się udało. Gdyby nie Ty,
zapewne wróciłbym do niej. Teraz jednak wiem, że tak naprawdę nic dla niej nie
znaczyłem. Dziękuję.- wypowiedział.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się po czym schyliłam
się, aby posprzątać kawałki szkła, które nadal leżały nam pod nogami.
- Co Ty robisz?- zapytał Chez stojąc nade mną.
- Trzeba posprzątać żeby nikt w to nie wszedł, co
nie?
- Zostaw to. Ja to zrobię. Zaraz się skale...-nie
dokończył, ponieważ skaleczyłam się szkłem.-No właśnie.-dodał.- Chodź, opatrzę
Ci tego palca.-zaprowadził mnie do łazienki i odkaził dosyć sporą ranę na moim
palcu.
- No. Zrobione. Dzielna dziewczynka.-powiedział
nakładając plaster na ranę i pogłaskał mnie po głowie.
- Dzięki.-mruknęłam na co on odpowiedział mi
uśmiechem.
- Nie ma za co.-wyszliśmy z łazienki.- To Ty sobie
usiądź czy coś, a ja pozbieram te szkło.-jak powiedział tak zrobił. Po kilku
minutach było posprzątane. Ja w tym czasie siedziałam na kanapie i śledziłam
poczynania Chestera. Wyszedł z domu, aby wyrzucić te śmieci.
-Chester?- zagadałam kiedy wrócił.
- Tak?- usiadł obok mnie.
- Czego ona się tak wystraszyła?- zapytałam, a on
uniósł do góry brew.
- Nie mam zielonego pojęcia. Może miałem dziwny
wyraz twarzy...-zamyślił się.- Na pewno tak było. Nazwała mnie psycholem.
- Ona chyba siebie nie widziała, serio.-zaśmiałam
się. Nastała niezręczna cisza.
- Liv, jeśli chcesz to mogę pojechać z Tobą do
Twojego domu. Zabierzesz swoje rzeczy i zamieszkasz u mnie.
- Chester ja...
- Nie przyjmuję odmów.- przerwał mi.- Wolisz tam
dalej mieszkać?
- No nie, ale...
- No właśnie. Zamieszkasz u mnie, a jak Ci się nie
spodoba to najwyżej pomogę Ci poszukać jakiejś miejscówki niedaleko.
- Dziękuję.-wypowiedziałam i wtuliłam się w niego.- Jesteś niesamowity.
- Naprawdę nie ma za co. Muszę Ci się jakoś
odwdzięczyć za to co dla mnie dzisiaj zrobiłaś. Pokazałaś, że można Ci ufać.
Nie wyzwałaś mnie od miękkich kluch kiedy wypłakiwałem Ci się w ramię. Pomogłaś
mi, zagrzałaś do walki. Bez Ciebie bym sobie nie poradził.
- Coś Ty...Nie jesteś miękką kluchą. Każdy czasami
ma chwilę załamania i nie potrafi sobie z tym poradzić. Nie zostawiłam Cię
wtedy, bo wiem jak było ze mną. Kiedy ja byłam w dołku, nikt mi nie pomógł.
Dlatego nie chcę, aby ktokolwiek inny czuł się tak samo jak ja
wtedy.-powiedziałam szczerze. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej i pocałował
we włosy.
- Dziękuję.- wypowiedział.- A teraz musimy się
zbierać. Im szybciej tam pojedziemy tym szybciej wrócimy.
Wstaliśmy z kanapy, ubraliśmy buty i już zaraz
byliśmy w drodze do mojego domu. Przez całą drogę rozmawialiśmy dosłownie o
wszystkim. Nagle sobie o czymś przypomniałam i postanowiłam zapytać się o coś
mojego towarzysza.
- Chester?- zagadałam.
- Co jest?- zapytał dalej uważnie patrząc na drogę.
- Znalazłby się u Ciebie jakiś mały kąt dla jeszcze
kogoś?- zapytałam niepewnie. Chazz odwrócił na chwilę głowę w moją stronę.
- To znaczy?
- Nie nic...bo jest taki jeden przystojniak i
ten...to mój najlepszy przyjaciel...
- Słuchaj...pod swój dach zabieram tylko Ciebie,
ponieważ mam do Ciebie zaufanie. Nie będzie mieszkała u mnie osoba, której nawet
nie znam. A poza tym...co z niego za przyjaciel skoro nie widzi w jakim jesteś
stanie? Gdyby był spoko to już dawno by się Tobą zajął i wziął do
siebie.-powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
- Miałabym mieszkać w domku chomika?-
wypowiedziałam przez śmiech.- Dobrze się czujesz?- zaczęłam śmiać się jeszcze
głośniej, a on tylko przywalił sobie z całej siły z otwartej dłoni w czoło i
również zaczął się śmiać.
- Mogłaś powiedzieć, że o chomika chodzi.
- To co? Znajdzie się miejscówka?- zagadnęłam, a on
pokiwał twierdząco głową.
- Jasne. Nie ma sprawy. Tylko żeby mi kabli nie
zjadł.- zaśmiał się. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nie docierało do mnie,
że zamieszkam u niego. Rozsądek mi mówił, że nie powinnam. Przecież znam go
zaledwie dzień. Ale mimo wszystko jakaś siła mnie do niego ciągnęła. Jakieś
przeczucie. Dziwne.
Dojechaliśmy na miejsce. Chester wysiadł i szybko
przemknął do moich drzwi po czym je otworzył. Uśmiechnęłam się.
- No proszę...jaki dżentelmen.
- Do usług.-ukłonił się.- Chodźmy.-poszliśmy w
stronę domu. Stanęliśmy przed drzwiami. Spojrzeliśmy na siebie po czym głośno
wciągnęłam powietrze do płuc. Weszliśmy do domu i pognaliśmy szybko do mojego
pokoju. To co tam zastałam...Koszmar. Miałam ochotę się rozpłakać. Cały pokój
był zdemolowany. Ubrania porozrzucane. Ale nie przejmowałam się tym. Pierwsze
co zrobiłam to podbiegłam do klatki, która stała na szafce niedaleko mojego
łóżka. Zajrzałam do domku mojego chomika. Na szczęście tam był. Wyciągnęłam go
stamtąd szybko. Moją uwagę przykuł jakiś biały proszek w miseczce z karmą dla
mojego kochanego zwierzątka. Serce zaczęło mi szybciej bić. Łzy pojawiły się w
zielonych oczach. Obejrzałam zwierzę z każdej strony.
- Co się stało?- zapytał Chez widząc co robię.
Podszedł do mnie.
- Ten skurwiel chciał otruć chomika! Nasypał mu
trutki na szczury do miski z karmą.-wypowiedziałam przerażona.
- Ale nic mu nie jest?- zapytał przejęty.
- Najwyraźniej nie. Widać nie zdążył tego
zjeść.-sięgnęłam po miseczkę z trutką i z całej siły cisnęłam nią w głąb pokoju.
Odstawiłam chomika do klatki i zamknęłam ją. Z szafy wyciągnęłam walizkę i
zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Chester mi w tym wszystkim pomagał.
Kiedy już wszystko było zapakowane, Chez zaniósł wszystkie moje torby do
samochodu. Nagle usłyszałam głośny huk zamykanych drzwi. To mój
"ojciec" wrócił do domu. Niewiele myśląc, wstałam zacisnęłam pięści i
wyszłam pewnym krokiem z pokoju po czym zeszłam po schodach. Przy drzwiach
wyjściowych zauważyłam tego sukinsyna. Ledwo stał na nogach, ponieważ tak był
napity. Jeszcze mocniej zacisnęłam pięści i bez żadnych skrupułów pchnęłam go z
całej siły na ścianę. Patrzył się na mnie przestraszonym wzrokiem. Po chwili
jednak uśmiechnął się szyderczo.
- Co mała...chcesz się zabawić?- zapytał tym swoim
ohydnym tonem, a ja jeszcze mocniej przycisnęłam go do ściany przez co syknął z
bólu.
- Nie pierdol głupot tylko mów dlaczego chciałeś
otruć mojego chomika.-wypowiedziałam wściekła. Stef to niby tylko zwierzę, ale
kochałam go jak członka rodziny. Był dla mnie bardzo ważny.
- Miałem go dość.-odpowiedział.
- Jego klatka stoi w moim pokoju.- prychnęłam.-Niby
w czym do cholery jasnej miał Ci przeszkadzać?! - wykrzyczałam. W ułamku
sekundy ten sukinsyn wyrwał mi się i uderzył mnie z całej siły przez co upadłam
na podłogę. Złapał mnie za włosy i zaciągnął do drugiego pokoju. Rwałam się i
krzyczałam z całej siły, aby Chester mógł mnie usłyszeć. Jednak na próżno. Jack
zakrył mi usta dłonią. W moich oczach pojawiły się łzy. On znowu chciał to
zrobić. Rozerwał moją koszulkę na strzępy. Zaczął zachłannie całować szyję. To
było obleśne. Nie chciałam tego. Postanowiłam zaryzykować. Ugryzłam go w rękę,
którą dalej zasłaniał mi usta. Krzyknął z bólu.
- Pożałujesz tego suko.-warknął. Poczułam silne
uderzenie w twarz. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczami. Straciłam
przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz