Strony

piątek, 13 lutego 2015

"Like Old Friends"


- Siema!- wrzasnął i już po chwili ujrzeliśmy go w salonie, gdzie aktualnie siedzieliśmy.
- Cześć.- odpowiedziałam równocześnie z Shinodą.
- Nie musisz się tak wydzierać.-dodał Mike. Chester tylko machnął ręką i podszedł do mnie uśmiechając się.
- Chodź, jedziemy.-pociągnął mnie za rękę. Pożegnałam się z Shinodą i poszłam w stronę drzwi za Blondynem.
- Tylko grzecznie mi tam!- przestrzegł nas Mike.
- Morda kapciu.-warknął Chester po czym wybuchliśmy śmiechem i poszliśmy do samochodu.
Po około 15 minutach byliśmy u niego. Siedziałam właśnie na kanapie w salonie, a on przyniósł reklamówki z samochodu. Widać wcześniej był na zakupach. Widząc go, wstałam i poszłam za nim do kuchni ciekawa zakupów.
- Fajnie tu masz.-powiedziałam, kiedy kładł reklamówki na wyspie kuchennej. Odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechnął się po czym zanurzył dłonie w torbie i wyciągnął z nich kilka puszek coli i kilka pudełek lodów. Widząc to wybałuszyłam na niego oczy.
- Nie wiedziałem jakie lubisz, dlatego wziąłem wszystkie.-wyszczerzył się do mnie od ucha do ucha.-Będziemy je jedli całą noc.
- I do tego będziemy opijali się colą. Dupy nam urosną.- zaśmiałam się. Chester wziął dwie łyżeczki, lody oraz colę po czym poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie przed telewizorem.
- Oj tam. Najwyżej będziemy chodzić w namiotach. Ostatnio w telewizji widziałem.-popatrzył na mnie i "zatańczył" zabawnie brwiami.-Taki zajebisty. W kwiatki. Sześcioosobowy. Zmieścimy się razem. -znowu poruszył zabawnie brwiami.
- Podryw na wspólny namiot?- zapytałam ze śmiechem pałaszując lody czekoladowe.
- A skąd. Jakże bym mógł.- zaczął się śmiać.
Przez całą noc jedliśmy lody i oglądaliśmy jakieś nudne horrory. Jednym słowem: bawiliśmy się jak starzy przyjaciele. Szczególnie wtedy, kiedy mój towarzysz napchał sobie do ust tyle lodów, że ledwo zamykała mu się buzia. W dodatku zaczął się śmiać. Wyglądał przekomicznie.  Dopiero około 4 nad ranem wyłączyliśmy telewizję i postanowiliśmy się położyć. Chester wskazał mi pokój, w którym mogłam się przespać. Pożyczył mi jakąś swoją długą koszulkę, abym mogła w niej spać i wskazał drogę do łazienki. Po szybkim prysznicu ubrałam na siebie bieliznę i długą koszulkę Chestera, która sięgała mi do połowy ud. Zdjęłam moje szkła kontaktowe i spojrzałam w lustro. Zawsze podobały mi się moje oczy. Były takie inne, niepowtarzalne. Tylko ja takie miałam i byłam z tego dumna.  Wyszłam z łazienki. Nie miałam siły, aby iść do Chazza i życzyć dobrej nocy toteż tego nie zrobiłam tylko udałam się do pokoju, w którym miałam spać. Nie zważając na nic walnęłam się na łóżko i zasnęłam w mgnieniu oka. Spało mi się nadzwyczaj dobrze. Może to dlatego, że te łóżko było takie miękkie? A może dlatego, że nie musiałam bać się o to, czy mojemu przybranemu ojcu znowu coś strzeli do głowy i czy nie będzie mnie przypadkiem chciał zabić kiedy będę spała? Nie wiem.
Odwróciłam się na lewy bok i otworzyłam zaspane oczy. Myślałam, że na zawał zejdę. Przede mną leżał Chester i wpatrywał się we mnie z wybałuszonymi oczami. Przeanalizowałam błyskawicznie całą noc w mojej głowie i z ulgą stwierdziłam, że nic nie piłam, także nic nie mogło się między mną, a nim wydarzyć. Tylko jedno stwierdzenie mogło w tej chwili opisać moje zdziwienie.
- O kurwa.-wydusiłam z siebie.
- Ja pierdole.-powiedział Chester dalej wpatrując się w moje oczy. Mądra wymiana zdań, nie ma co.
- Możesz mi powiedzieć, co Ty tutaj robisz?- zapytałam, lecz nie doczekałam się odpowiedzi.- Halo.-żadnej odpowiedzi.-Kurwa mać, Chester!- wydarłam się. Dopiero wtedy oprzytomniał i uśmiechnął się.
- Bo ten...chciałem Cię obudzić, ale tak słodko spałaś...Więc położyłem się tak koło Ciebie i czekałem aż wstaniesz, żeby Cię przestraszyć.-wyszczerzył się od ucha do ucha.
- Debil.-stwierdziłam po czym oboje usiedliśmy na łóżku. Przeciągnęłam się leniwie. Czułam na sobie jego spojrzenie.- No co?- zapytałam.
- Twoje oczy...Robią wrażenie.- powiedział jakby był w transie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Przecież Ci mówiłam, że są nienaturalne.
- Ale nie sądziłem, że aż tak. Nigdy nie widziałem takich oczu. Połączenie bursztynu z zielenią... Zajebiste.
- Dobra nie słódź mi tu, bo tęczą rzygnę.- zaśmiałam się.- Która godzina?
- Będzie jakoś tak po 13
- ŻE CO?!- poderwałam się z łóżka i pobiegłam się ubrać do łazienki. Ogarnęłam włosy, nałożyłam szkła kontaktowe i  wróciłam do pokoju. Zastałam tam Chestera siedzącego w tej samej pozycji. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i dezorientacja.
- Czego tak biegasz?- zapytał.
- Muszę wracać do domu.-powiedziałam przerażona. Stałam właśnie na środku pokoju i przetarłam ręką czoło. Chester wstał i za chwilę staliśmy twarzą w twarz.
- Nigdzie nie idziesz.-był strasznie poważny.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja muszę.-usiadłam na łóżku, ponieważ cała się trzęsłam.
- Owszem, rozumiem.-usiadł obok mnie. Popatrzyłam się na niego i lekko się uśmiechnęłam choć sytuacja tego nie wymagała.- Nie pozwolę, aby znowu ktoś Ci zrobił krzywdę. Zresztą...tłumaczyłem Ci to już.
- Ale przecież nie mogę siedzieć u Ciebie cały czas. Ty przecież masz swoje życie, żonę...
- Kto Ci powiedział o niej?- nagle poderwał się z miejsca.
- No wczoraj siedziałam przecież z Mike'm. Rozmawialiśmy i coś tam wspominał, że masz żonę.- wyjaśniłam speszona. Nie chciałam żeby był zły na mnie lub na Mike'a. Nie potrzebnie się wygadałam.
- I co? Powiedział Ci jaka to ona zła nie jest?- zaczął się śmiać nie wiadomo dlaczego.- I wiesz co?- wskazał na mnie palcem i nagle w jego oczach pojawiły się łzy.- Miał rację.-dokończył i upadł na kolana. Schował twarz w dłonie i po prostu zaczął płakać. Szybko znalazłam się przy nim, zdjęłam mu okulary, które położyłam na podłodze i przytuliłam go jak najmocniej tylko mogłam. Oparł głowę o mój obojczyk i szlochał dalej.
- Jak mogłem być takim idiotą. Dlaczego to zawsze ja muszę mieć takie spieprzone życie?- wypowiedział pociągając nosem. Nigdy nie widziałam płaczącego mężczyzny...To było dla mnie dość wstrząsające przeżycie.
- Heej...Spokojnie. Jesteś silnym facetem, dasz sobie radę.-próbowałam go uspokoić. Ku mojemu zdziwieniu po kilku minutach przestał płakać.
- Przytul.-mruknął smutno.
- Przecież ciągle Cię przytulam.-zauważyłam. On tylko wtulił się we mnie jeszcze bardziej i objął moje ciało ramionami. To było...słodkie. Smutne, ale na swój sposób słodkie. Chester wydawał się taki bezbronny. Jak mały, zagubiony chłopiec.
- Dziękuję.-powiedział cicho i niechętnie się ode mnie oderwał. Zajrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Nagle w jego oczach przez ułamek sekundy zauważyłam jakby bursztynowy błysk. Uznałam to za zwidę i zignorowałam to.
- Nie ma za co.- odparłam.-Powiesz mi co się stało?- zapytałam, ponieważ martwiłam się o niego.
- Naprawdę chcesz usłyszeć w jakiej beznadziejnej sytuacji jestem?- odpowiedział ze smutkiem w głosie. Kiwnęłam twierdząco głową. Głośno westchnął wypuszczając ze świstem powietrze z ust.- Samantha...Coż...Zdradzała mnie z pierwszym lepszym, a ja głupi dalej ją kochałem. I w sumie dalej kocham.-wbił wzrok w podłogę, sięgnął ręką po okulary i założył je. Po jego policzku popłynęła samotna łza lecz wytarł ją szybko. Przytuliłam go ponownie. Było mi go naprawdę szkoda. Widać, że dalej bardzo kocha tą całą Samanthę i jest mu cholernie ciężko z faktem iż notorycznie go zdradzała i to z kim popadnie. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Błyskawicznie się od siebie oderwaliśmy i wstaliśmy z podłogi. Chester podszedł do okna sprawdzić kto przyszedł. Stał tam przez chwilę po czym odwrócił się do mnie z przerażoną miną.
- To ona.-mruknął i głośno przełknął ślinę.- Ja...ja nie dam rady. Pomóż mi.-wypowiedział niemal błagalnym tonem. Podeszłam do niego i złapałam go za ręce.
- Posłuchaj mnie...-spojrzałam mu głęboko w jego ciemne oczy.- Pójdziesz tam i powiesz jej co o niej myślisz. Wiem, że dalej ją kochasz, ale musisz być twardy. Jeśli raz Cię zdradziła, zrobi to kolejny raz nawet nie wahając się na sekundę. I to nie jest Twoja wina, tylko jej. Jest tępą idiotką bez uczuć skoro tak Cię potraktowała. Także spinaj dupę, zejdź na dół i powiedz jej żeby spieprzała. Ja sobie tutaj zaczekam, ale jeśli będzie stawiała jakikolwiek opór, zejdę tam, a wtedy przekonasz się jaka potrafię być dla takich ludzi jak ona. I uwierz mi...to nie będzie dla niej miłe.-uśmiechnęłam się do niego.- No już. Idź.-ponagliłam go. Zauważyłam, że moje słowa naprawdę na niego podziałały. Na twarzy Chestera nie malowało się już przerażenie lecz pewność siebie i zaciętość. W oczach pojawił się gniew i zdawałoby się, że zaraz zacznie mordować ludzi wzrokiem. W pewnym sensie bałam się go w tamtej chwili, ale przecież sama zagrzałam go do walki. Kiwnął  twierdząco głową i wyszedł z pomieszczenia.  Po chwili usłyszałam dosyć głośną wymianę zdań. Ta cała Samantha błagała Chestera o jeszcze jedną szansę, ale ten był nieugięty. Dosłownie kazał jej spieprzać. Byłam z niego dumna w tamtym momencie. Dawał radę mimo uczuć. Szacun. Usłyszałam głośny huk tłukącego się szkła. Zamarłam. Wybiegłam szybko z pokoju i zbiegłam błyskawicznie po schodach. W salonie zobaczyłam Chestera stojącego tyłem do mnie oraz Samanthę, która stała po drugiej stronie stolika, który miał swoją miejscówkę między telewizorem a kanapą. No tak. W nocy robił za dobrą podpórkę pod nogi. Ujrzałam również pobity, szklany wazon pod nogami Chazza. Doskoczyłam do niego ostrożnie tak, aby nie pokaleczyć sobie stóp. Wtedy ujrzałam jego twarz. Przestraszyłam się. Był lekko mówiąc wściekły.
- Chazz, możesz mi powiedzieć, co tu się do cholery jasnej dzieje?- zapytałam go, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Spojrzałam na kobietę stojącą przed nami. Jeszcze około minutę wcześniej na jej twarzy malowało się przerażenie. Teraz uśmiechała się szyderczo.
- Widzę, że znalazłeś już sobie pocieszenie-zaśmiała się.-Kochanie.- dodała ironicznym głosem. Pięści mojego towarzysza zacisnęły się tak mocno, że aż syknął z bólu.
- Wyjdź.-warknął.
- Bo co? Zabijesz mnie wzrokiem? Nie boję się Ciebie. I wiesz co Ci jeszcze powiem? Ta suka.-tutaj wskazała na mnie.- Może sobie z Tobą robić co chce. Ty mi się już znudziłeś. Nie potrzebuję Cię.
- Do cholery jasnej! Wyjdź zanim stracę panowanie nad sobą.-wypowiedział po czym przymknął powieki. Złapałam go za rękę. Była dziwnie ciepła. Zdawało mi się, że zaraz jego skóra zacznie się palić. A może to tylko mój chory wymysł spowodowany tatuażami na rękach Chestera? Po chwili otworzył oczy, a kobieta przed nami nie wiadomo dlaczego jakby się przeraziła.
- Pieprzony psychol.- wypowiedziała szyderczym głosem i już zaraz jej nie było. Zastanawiałam się czego ona tak się wystraszyła. Przytuliłam nadal wzburzonego Cheza.
- Jestem z Ciebie dumna.-powiedziałam cicho.
- To dzięki Tobie mi się udało. Gdyby nie Ty, zapewne wróciłbym do niej. Teraz jednak wiem, że tak naprawdę nic dla niej nie znaczyłem. Dziękuję.- wypowiedział.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się po czym schyliłam się, aby posprzątać kawałki szkła, które nadal leżały nam pod nogami.
- Co Ty robisz?- zapytał Chez stojąc nade mną.
- Trzeba posprzątać żeby nikt w to nie wszedł, co nie?
- Zostaw to. Ja to zrobię. Zaraz się skale...-nie dokończył, ponieważ skaleczyłam się szkłem.-No właśnie.-dodał.- Chodź, opatrzę Ci tego palca.-zaprowadził mnie do łazienki i odkaził dosyć sporą ranę na moim palcu.
- No. Zrobione. Dzielna dziewczynka.-powiedział nakładając plaster na ranę i pogłaskał mnie po głowie.
- Dzięki.-mruknęłam na co on odpowiedział mi uśmiechem.
- Nie ma za co.-wyszliśmy z łazienki.- To Ty sobie usiądź czy coś, a ja pozbieram te szkło.-jak powiedział tak zrobił. Po kilku minutach było posprzątane. Ja w tym czasie siedziałam na kanapie i śledziłam poczynania Chestera. Wyszedł z domu, aby wyrzucić te śmieci.
-Chester?- zagadałam kiedy wrócił.
- Tak?- usiadł obok mnie.
- Czego ona się tak wystraszyła?- zapytałam, a on uniósł do góry brew.
- Nie mam zielonego pojęcia. Może miałem dziwny wyraz twarzy...-zamyślił się.- Na pewno tak było. Nazwała mnie psycholem.
- Ona chyba siebie nie widziała, serio.-zaśmiałam się. Nastała niezręczna cisza.
- Liv, jeśli chcesz to mogę pojechać z Tobą do Twojego domu. Zabierzesz swoje rzeczy i zamieszkasz u mnie.
- Chester ja...
- Nie przyjmuję odmów.- przerwał mi.- Wolisz tam dalej mieszkać?
- No nie, ale...
- No właśnie. Zamieszkasz u mnie, a jak Ci się nie spodoba to najwyżej pomogę Ci poszukać jakiejś miejscówki niedaleko.
- Dziękuję.-wypowiedziałam i wtuliłam się  w niego.- Jesteś niesamowity.
- Naprawdę nie ma za co. Muszę Ci się jakoś odwdzięczyć za to co dla mnie dzisiaj zrobiłaś. Pokazałaś, że można Ci ufać. Nie wyzwałaś mnie od miękkich kluch kiedy wypłakiwałem Ci się w ramię. Pomogłaś mi, zagrzałaś do walki. Bez Ciebie bym sobie nie poradził.
- Coś Ty...Nie jesteś miękką kluchą. Każdy czasami ma chwilę załamania i nie potrafi sobie z tym poradzić. Nie zostawiłam Cię wtedy, bo wiem jak było ze mną. Kiedy ja byłam w dołku, nikt mi nie pomógł. Dlatego nie chcę, aby ktokolwiek inny czuł się tak samo jak ja wtedy.-powiedziałam szczerze. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej i pocałował we włosy.
- Dziękuję.- wypowiedział.- A teraz musimy się zbierać. Im szybciej tam pojedziemy tym szybciej wrócimy.
Wstaliśmy z kanapy, ubraliśmy buty i już zaraz byliśmy w drodze do mojego domu. Przez całą drogę rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Nagle sobie o czymś przypomniałam i postanowiłam zapytać się o coś mojego towarzysza.
- Chester?- zagadałam.
- Co jest?- zapytał dalej uważnie patrząc na drogę.
- Znalazłby się u Ciebie jakiś mały kąt dla jeszcze kogoś?- zapytałam niepewnie. Chazz odwrócił na chwilę głowę w moją stronę.
- To znaczy?
- Nie nic...bo jest taki jeden przystojniak i ten...to mój najlepszy przyjaciel...
- Słuchaj...pod swój dach zabieram tylko Ciebie, ponieważ mam do Ciebie zaufanie. Nie będzie mieszkała u mnie osoba, której nawet nie znam. A poza tym...co z niego za przyjaciel skoro nie widzi w jakim jesteś stanie? Gdyby był spoko to już dawno by się Tobą zajął i wziął do siebie.-powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
- Miałabym mieszkać w domku chomika?- wypowiedziałam przez śmiech.- Dobrze się czujesz?- zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej, a on tylko przywalił sobie z całej siły z otwartej dłoni w czoło i również zaczął się śmiać.
- Mogłaś powiedzieć, że o chomika chodzi.
- To co? Znajdzie się miejscówka?- zagadnęłam, a on pokiwał twierdząco głową.
- Jasne. Nie ma sprawy. Tylko żeby mi kabli nie zjadł.- zaśmiał się. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nie docierało do mnie, że zamieszkam u niego. Rozsądek mi mówił, że nie powinnam. Przecież znam go zaledwie dzień. Ale mimo wszystko jakaś siła mnie do niego ciągnęła. Jakieś przeczucie. Dziwne.
Dojechaliśmy na miejsce. Chester wysiadł i szybko przemknął do moich drzwi po czym je otworzył. Uśmiechnęłam się.
- No proszę...jaki dżentelmen.
- Do usług.-ukłonił się.- Chodźmy.-poszliśmy w stronę domu. Stanęliśmy przed drzwiami. Spojrzeliśmy na siebie po czym głośno wciągnęłam powietrze do płuc. Weszliśmy do domu i pognaliśmy szybko do mojego pokoju. To co tam zastałam...Koszmar. Miałam ochotę się rozpłakać. Cały pokój był zdemolowany. Ubrania porozrzucane. Ale nie przejmowałam się tym. Pierwsze co zrobiłam to podbiegłam do klatki, która stała na szafce niedaleko mojego łóżka. Zajrzałam do domku mojego chomika. Na szczęście tam był. Wyciągnęłam go stamtąd szybko. Moją uwagę przykuł jakiś biały proszek w miseczce z karmą dla mojego kochanego zwierzątka. Serce zaczęło mi szybciej bić. Łzy pojawiły się w zielonych oczach. Obejrzałam zwierzę z każdej strony.
- Co się stało?- zapytał Chez widząc co robię. Podszedł do mnie.
- Ten skurwiel chciał otruć chomika! Nasypał mu trutki na szczury do miski z karmą.-wypowiedziałam przerażona.
- Ale nic mu nie jest?- zapytał przejęty.
- Najwyraźniej nie. Widać nie zdążył tego zjeść.-sięgnęłam po miseczkę z trutką i z całej siły cisnęłam nią w głąb pokoju. Odstawiłam chomika do klatki i zamknęłam ją. Z szafy wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Chester mi w tym wszystkim pomagał. Kiedy już wszystko było zapakowane, Chez zaniósł wszystkie moje torby do samochodu. Nagle usłyszałam głośny huk zamykanych drzwi. To mój "ojciec" wrócił do domu. Niewiele myśląc, wstałam zacisnęłam pięści i wyszłam pewnym krokiem z pokoju po czym zeszłam po schodach. Przy drzwiach wyjściowych zauważyłam tego sukinsyna. Ledwo stał na nogach, ponieważ tak był napity. Jeszcze mocniej zacisnęłam pięści i bez żadnych skrupułów pchnęłam go z całej siły na ścianę. Patrzył się na mnie przestraszonym wzrokiem. Po chwili jednak uśmiechnął się szyderczo.
- Co mała...chcesz się zabawić?- zapytał tym swoim ohydnym tonem, a ja jeszcze mocniej przycisnęłam go do ściany przez co syknął z bólu.
- Nie pierdol głupot tylko mów dlaczego chciałeś otruć mojego chomika.-wypowiedziałam wściekła. Stef to niby tylko zwierzę, ale kochałam go jak członka rodziny. Był dla mnie bardzo ważny.
- Miałem go dość.-odpowiedział.
- Jego klatka stoi w moim pokoju.- prychnęłam.-Niby w czym do cholery jasnej miał Ci przeszkadzać?! - wykrzyczałam. W ułamku sekundy ten sukinsyn wyrwał mi się i uderzył mnie z całej siły przez co upadłam na podłogę. Złapał mnie za włosy i zaciągnął do drugiego pokoju. Rwałam się i krzyczałam z całej siły, aby Chester mógł mnie usłyszeć. Jednak na próżno. Jack zakrył mi usta dłonią. W moich oczach pojawiły się łzy. On znowu chciał to zrobić. Rozerwał moją koszulkę na strzępy. Zaczął zachłannie całować szyję. To było obleśne. Nie chciałam tego. Postanowiłam zaryzykować. Ugryzłam go w rękę, którą dalej zasłaniał mi usta. Krzyknął z bólu.
- Pożałujesz tego suko.-warknął. Poczułam silne uderzenie w twarz. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczami. Straciłam przytomność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz