Strony

poniedziałek, 16 lutego 2015

"Hopeless"

Spojrzał na zegarek wskazujący godzinę 23:45 i ze znudzeniem usiadł na kanapie przed telewizorem. Kiedy tak siedział w oczekiwaniu na powrót jego nowej współlokatorki stało się to czego w tamtym momencie nie chciał najbardziej. Dopadły go wspomnienia. Jeszcze tydzień temu był szczęśliwym mężem Samathy. A może tak naprawdę nigdy nie był szczęśliwy? Może tak naprawdę nie wie co to znaczy być szczęśliwym? A co jeśli te uczucie nie jest mu dane? Wiele pytań nasuwało się Benningtonowi na myśl, ale za nic  w świecie nie potrafił uzyskać na nie odpowiedzi. Sięgnął po kolejną szklankę whisky, która stała na stoliku przed nim. Jednym ruchem wypił całą zawartość po czym rzucił naczynie w kąt przez co sie rozpadło. Tak, Chester był już kompletnie pijany. Nie potrafił poradzić sobie z tym w jakiej sytuacji się znalazł. Dzięki Liv przez ostatnie dwa dni nie myślał o swoim zrujnowanym małżeństwie. Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do ściany o którą rozbił szklankę. Spojrzał na małe kawałeczki szkła, a łzy mimowolnie cisnęły mu się do oczu. Przecież tak samo wygląda jego serce. Rozbite na tysiące kawałków, których nie da się już nigdy skleić. Czy właśnie taki los był mu pisany?
- Leż tu sobie w pizdu. Mam cię gdzieś.- mruknął do szkła i nadal chwiejnym krokiem poszedł po schodach na górę do swojej sypialni. Usiadł na łóżku. Schował twarz w dłonie po czym zaczął płakać. Rozpłakał się jak małe dziecko. Opuściła go wszelka nadzieja na lepsze jutro. Przetarł łzy i sięgnął do szafki. Wyciągnął z niej mały przezroczysty woreczek z białym proszkiem. Wciągnął jedną kreskę, potem drugą. Co się z nim stało? Przecież miał z tym skończyć. Przecież miał już nigdy do tego nie wracać. Do tego przeklętego nałogu, który pieprzy mu życie. Położył się na łóżku. Nagle zauważył jak wszystko wokół niego zaczęło wirować. Miał przedziwne wizje. Jacyś ludzie stali nad nim i wpatrywali się w niego. Przetarł nerwowo oczy, ale dziwni ludzie nie zniknęli. Dlaczego wyglądali jakby byli z innej epoki? Dlaczego mieli takie przerażające żółte oczy? Patrzył się na nich wystraszony. Podniósł się lekko na łóżku do pozycji siedzącej i podkulił nogi.
- Może po prostu dajmy mu się w końcu zabić. Mam już dość. Jeśli tak dalej ma wyglądać nasza misja to ja  dziękuję za takie coś.- jakaś młoda, czarnowłosa, piękna dziewczyna przemówiła do innych znudzonym głosem.

- Och, Sol...przestań.-zaczął jakiś przerażający mężczyzna o niewymiarowych, szerokich ramionach. Zaraz, co? Sol? To ta wiedźma z opowiadań Liv?- Nie mów tak. Dobrze wiesz, że musimy go chronić. Mamy misję do spełnienia.
- Ależ ojcze!- znowu odezwała się Czarnowłosa. Chester postanowił się odezwać.
- K-kim jesteście i co do jasnej cholery robicie w MOIM domu w MOJEJ sypialni koło MOJEGO łóżka?- zapytał coraz bardziej podnosząc głos. Sol odwróciła się do Chestera oraz wbiła w niego swój przerażający wzrok.
- Już zaczynasz? Zawsze tylko "ja" "ja" "ja". Ciągle mówisz jak to ci źle na tym świecie, jakie to spieprzone życie masz. Co z tego, że ta idiotka cię rzuciła! Chyba nie będziesz płakał po zwykłej dziwce! Zamiast upijać się do nieprzytomności albo ćpać, weź się w końcu za siebie, bo naprawdę dość już mam słuchania twoich jęków, a niestety jeszcze trochę będę musiała się z tobą męczyć.
- Sol, uspokój się...-próbował uspokoić dziewczynę osobnik, do którego wcześniej zwróciła się "ojcze".
- Ojcze, wiem co robię.- zapewniła go i ponownie spojrzała na mężczyznę na łóżku.- Posłuchaj mnie...Weź się w końcu za siebie. Mówię to dla twojego dobra. Masz misję. Wszyscy mamy misję do wypełnienia. Jedyne co mogę ci powiedzieć to to, że jesteś w tym wszystkim najważniejszy. Reszty dowiesz się już niedługo.
- Przecież to się nie dzieje naprawdę. Jesteście tylko wymysłem mojej wyobraźni.-rzekł zrezygnowany Chester. Sol przewróciła oczami oraz zwróciła się do ojca stojącego tuż obok niej.
- To nie ma sensu. On myśli, że to przez prochy. Zaraz pójdzie spać i jak zwykle nic nie będzie pamiętał. Ostatnio też tak było.
- Że co?- wtrącił się Bennington.
- No właśnie. O tym mówiłam. Nic nie pamięta...a szkoda, bo zawdzięcza nam, a raczej mi życie. Gdyby nie ja, chłoptasiu, twoje ciało rozkładałoby się właśnie w rowie. Pamiętasz ten gang, któremu się nie podobałeś? Hm, czekaj...jak to oni wtedy powiedzieli zanim uciekli? A, no tak!- mówiła z sarkazmem- "Co za psychol". Wiesz kogo widzieli w twoich oczach?- zapytała czysto retorycznie.-Tak, to byłam ja. A twoja "żoneczka"? "Banda psycholi". No zgaduj kogo widziała w twoich oczach kiedy wyzwała Liv. Tak, to też byłam ja!  Nie zastanawiało cię to nigdy dlaczego ty w ogóle jeszcze żyjesz? To teraz wysil się i pomyśl kto przez całe twoje życie cię chronił. Dlaczego wyszedłeś z nałogu, chociaż widzę, że do niego powracasz, dlaczego tamci bandyci uciekli, dlaczego własna żona się ciebie przestraszyła. Ciebie! Człowieka, którego uważała za kompletnego mięczaka! A pamiętasz może co było powodem wytatuowania sobie tych płomieni na rękach?
- Sol, wystarczy.- zaczął jej ojciec, ale dziewczyna nie posłuchała.
- Wiesz co? Pokażę ci coś.- wzięła do ręki małe lusterko, które nie wiadomo skąd wzięło się nagle w sypialni mężczyzny. Skierowała je w jego stronę. Chester aż podskoczył z przerażenia. Jego oczy były...żółte. Takie same jak dziewczyny i jej ojca.
- Sol, dosyć!- ojciec Czarnowłosej złapał ją za ramię. Oboje zniknęli. Bennington nadal przerażony spojrzał w lustro szczególną uwagę zwracając na oczy, ale nic poza czekoladowymi tęczówkami nie zauważył. Wykończony tą dziwną "wizją" postanowił się położyć. Wziął jakieś tabletki uspokajające nawet nie patrząc czym je popija. To była whisky. Niecałe pięć minut później zaczął się jego koszmar. Nie miał zielonego pojęcia co się z nim dzieje. Ciałem Chestera wstrząsały potężne drgawki. Był przerażony aż w końcu stracił przytomność.
    Po raz kolejny zobaczył tych ludzi...Dziwnych, nie z tej epoki, z przerażającymi żółtymi oczami. Jednak nie siedział na swoim łóżku. Unosił się nad podłogą.
- Widzisz co on znowu odwala? I on niby ma być wybranym? No błagam!- mówiła Sol. Chester chciał się odezwać jednak nie mógł otworzyć ust. Czarnowłosa przybliżyła się do niego i spojrzała mu złowieszczo w oczy.- Posłuchaj mnie, palancie. To twoja ostatnia szansa. Kolejnej nie dostaniesz.- dotknęła palcem jego czoła. Zapadła ciemność. Usłyszał jakieś głosy jednak nie potrafił domyślić się kto to. Z zamkniętymi oczami zaczął rzucać się po podłodze.
- Chester!- krzyknęła Liv i dopiero wtedy otworzył oczy. Przez mgłę widział dziewczynę przed sobą. Poczuł jedynie jak go przytula. Wtedy usłyszał, że płakała. Wtulił się w nią jeszcze mocniej.
- Ciii, jestem tu.- uspokajał ją. Siedzieli tak na podłodze dopóki Chester nie zauważył Mike'a, który stał w kącie pokoju. Shinoda przyglądał mu się ze spokojem lecz mężczyzna zauważył smutek w jego oczach. On wiedział. Wiedział, że brał.
- Chester, co się stało?- zapytała przerażona Liv ocierając łzy.
- Ja...ja nie wiem.- wyznał.-Miałem halucynacje. Widziałem dziwnych ludzi. Nie wiem co to było.- patrzył się na nią z przerażoną miną.- Mogłabyś przynieść mi szklankę wody?- po chwili dziewczyny nie było w pokoju. Wtedy do Benningtona podszedł jego przyjaciel. Usiadł naprzeciw niego i nic nie mówiąc wpatrywał się w swojego przyjaciela.
- Brałeś, prawda?- zapytał, a Chester spuścił głowę.- Stary, znowu do tego wracasz. Przecież wiesz jak to cię niszczy. Pamiętasz jak wylądowałeś w szpitalu? Cudem cię wtedy odratowali. Lekarze sami się dziwili, że jeszcze żyjesz. Popatrz na mnie.-Chazz podniósł niepewnie wzrok.- Ciężko mi to mówić, ale jeśli z tym nie skończysz...Będę musiał zaprowadzić cię na odwyk.- z trudem wypowiedział te słowa. Wiedział, że rani przyjaciela, ale nie miał innego wyboru. Nie mógłby patrzeć na to, jak Chester umiera na jego oczach.
- Nie zrobisz mi tego...- mruknął Chez smutnym głosem.
- Nie mam zamiaru patrzeć jak umierasz mi na oczach przez to gówno. Dobrze wiesz, że nie możesz zostawić teraz Liv samej. Zobacz przez jakie piekło przeszła. Nie zostawiaj jej. Nie zostawiaj mnie. Jesteś naszą rodziną i nie pozwolimy cię skrzywdzić. Raz udało ci się  przeżyć. Drugiej szansy może nie być. Uwierz mi, że nie poradziłbym sobie, gdyby ciebie tutaj zabrakło. Pamiętaj, że jesteś kochany i zawsze będziesz. Nie zostawimy ciebie, ale ty nie możesz zostawić nas. Albo weź się w garść i przestań brać to gówno albo wylądujesz na odwyku czy tego chcesz czy nie.- Shinoda zobaczył jak po policzkach Chestera spływają łzy. Wiedział, że nie może sobie z tym wszystkim poradzić. Przytulił go.- Dla nas zawsze będziesz ważny. Musisz o tym pamiętać.- pomógł mu wstać.- A teraz się ogarnij, bo pewnie zaraz przyjdzie Liv.- uśmiechną się lekko.
Chester otarł łzy oraz mruknął ciche "Dziękuję" po czym do pokoju weszła zdenerwowana Liv ze szklanką wody w dłoni. Podała ją Benningtonowi, który szybko wypił zawartość naczynia.
- Powiesz mi co się stało?- zapytała. Chez widząc kiwnięcie głowy Mike'a postanowił wszystko jej opowiedzieć. Zaczął od początku pomijając jedynie te dziwne postacie z jego halucynacji. Zapłakana Liv przytuliła przyjaciela zapewniając go, że zawsze przy nim będzie.
    Po wszystkim Chester postanowił się położyć. Tym razem obeszło się bez tych dziwnych ludzi. Liv w tym czasie siedziała przy stole w kuchni rozmyślając nad tą całą sprawą. Mike też już poszedł. Powiedział jej tylko o swoich zamiarach co do Benningtona i kazał jej go pilnować. Nie mogła uwierzyć, że człowiek, który uratował jej życie jest ćpunem. Obiecała sobie, że pomoże mu z tego wyjść.
    Następnego dnia Chester wyglądał jak wrak człowieka. Wszedł do kuchni, gdzie Liv robiła śniadanie. Usiadł przy stole, a głowę położył na blacie. Dziewczyna usiadła obok niego lecz ten nawet nie drgnął.
- Chester...co jest?- zapytała cicho.
- Liv...ja sobie z tym nie poradzę.- podniósł głowę zwracając się do niej. Dziewczyna przestraszyła się tego widoku. Wory pod oczami, smutny wzrok... Zrobiło jej się go szkoda.
- Dasz radę tylko musisz chcieć. Ja i Mike ci pomożemy. Zawsze możesz na nas liczyć, pamiętaj o tym.
- Nie Liv, ja nie dam rady. Co z tego, że teraz obiecam ci, że już nie wezmę, a jeszcze dzisiaj wieczorem będę leżał naćpany, a ty będziesz musiała na to wszystko patrzeć. Może po prostu lepiej będzie jeśli się zabiję...-spuścił głowę wlepiając wzrok w swoje stopy.
- ŻE CO?- wybuchła Liv.- Nie możesz tego zrobić! Jesteś dla mnie za bardzo ważny! Nie możesz mnie zostawić. A Mike? Pomyślałeś o nim? Przecież on tego nie przeżyje. Posłuchaj mnie uważnie...-złapała jego twarz w dłonie.- Jeśli to zrobisz...wiedz, że następnego dnia się spotkamy.- powiedziała jak najbardziej poważnie. W oczach Benningtona zebrały się łzy.
- Nie wierzę, że potrafiłabyś się zabić dla takiego zera jak ja.- mruknął.
- Nie jesteś zerem. Po prostu musisz wziąć się w garść i albo z tym skończyć, albo...
- Wylądować na odwyku?- dokończył za nią.- Tak, myślałem o tym, ale nie mogę teraz. Dzisiaj idę złożyć papiery rozwodowe...
- Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na mnie i Mike'a.- przytuliła go. Poczuł się taki...kochany? Nigdy nikt się nim tak nie martwił jak ta dziewczyna. No może Mike...ale Mike ma swoje sprawy. Poza tym ostatnio coraz bardziej się rozkręca sprawa z Anną, więc nie chciał psuć przyjacielowi szczęścia. Po prostu przez cały czas udawał, że jest ok. Cóż...nie było. Nigdy nie było, ale nie chciał nikogo martwić swoimi problemami. Aż w końcu zjawiła się Ona. Dziewczyna, która przewróciła jego życie do góry nogami i otworzyła oczy na pewne sprawy. Teraz czuł, że nie może się załamywać, ale iść z podniesioną głową, a kiedy upadnie- wstanie z nadzieją na lepsze jutro. Bo czyż nadzieja nie umiera ostatnia? A podobno jest matką głupich...
- O Boże...- zaczął i oderwał się od zdezorientowanej Liv.
- O co chodzi?- zapytała zdziwiona.
- Przez to wszystko nawet się nie zapytałem jak na akcji było.- uśmiechnął się lekko.
- Cóż...było ciężko. Naprawdę ciężko. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, zastaliśmy tam samochód dosłownie wbity w drzewo. Okazało się, że jechali nim mężczyzna i trójka dzieci. Szczerze powiedziawszy w pierwszych minutach nie wiedziałam co mam robić, ale za chwilę się ogarnęłam i pobiegłam pomóc chłopakom rozcinać samochód. Okazało się, że ojciec dzieci nie żyje, dwójka z dzieci także, a najmłodszą dziewczynkę udało się uratować. Mimo wszystko widok był straszny. 7- letnia dziewczynka zginęła na miejscu, ponieważ uderzyła głową o dach samochodu, a 12- letni chłopak zmarł w szpitalu zaraz po tym jak go tam przewieziono. Musieliśmy tam zostać i czekać na prokuratora, to dlatego tak długo mnie nie było. Może gdybym odpuściła sobie tą akcje to ty byś nie...
- Shhh...- uciszył ją.- Przestań. Jak widać tak miało być, a przecież uratowałaś życie, prawda?- przytaknęła mu głową.- No właśnie. Nie myśl już o tym.- uśmiechnął się do niej.
    Kilka dni później Bennington miał już złożony pozew rozwodowy. Niby rozprawa miała się odbyć szybko. Cóż...zależy jak ktoś postrzega słowo "szybko", ponieważ termin rozprawy był umówiony na miesiąc później. Przez cały ten czas Chester chodził rozdrażniony, ciągle pił, ćpać też mu się zdarzało. Liv strasznie przejmowała się losem przyjaciela lecz nie potrafiła w żaden sposób wpłynąć na mężczyznę. Na nic zdały się tłumaczenia, że tak nie można. Również ingerencja Mike'a nic nie pomogła. Liv wraz z Shinodą postanowili, że jak tylko skończy się proces w sądzie, będą musieli zawieść Benningtona na odwyk. Na razie żadne z nich nie odważyło się powiedzieć o tym Chesterowi. Nie potrafili zebrać się na odwagę. Czuli, że ich decyzja będzie ciosem dla przyjaciela, ale wmawiali sobie, że tak po prostu będzie lepiej.
    Praca Liv okazała się bardzo interesująca i pełna ciekawych aczkolwiek nie za bardzo przyjemnych wydarzeń typu: wypadki, czy inne różne przerażające sytuacje. Nie narzekała na swoich kolegów ze straży. Z tego co zauważyła byli bardzo przyjaźni, no może oprócz wszechwiedzącego Sam'a, który delikatnie aczkolwiek dosadnie okazywał jak bardzo nie lubi jedynej kobiety w zastępie. Cóż, Liv też nie pałała do niego sympatią. Zawsze uważał, że wie najwięcej i wszystko musiało być po jego myśli. Strasznie wpychał się do wozów strażackich i zawsze musiał być wszędzie pierwszy przez co dziewczyna nie pojechała na kilka akcji.
    Tego dnia jednak nie było żadnych wezwań toteż Liv postanowiła iść do koszar i ogarnąć trochę przy swoim wieszaku. Musiała go poprawić, ponieważ wcześniej został źle przykręcony przez co ledwo trzymał się na ścianie. Ubrała koszarówkę i przystąpiła do pracy. Zajęło jej to jakieś 15 minut, ale nie wróciła do domu. Szczerze mówiąc to nie za bardzo miała na to ochotę. Nie miała zamiaru patrzeć jak Chester znowu upija się do nieprzytomności. Usiadła na stołku, który mieścił się zaraz przy ścianie z wieszakami i zamyśliła się. Przecież miało być tak pięknie. Miała zamieszkać z "bratem" żeby zapomnieć o tym całym koszmarze, który codziennie spotykał ją w domu u rodziny zastępczej. Zamiast tego codziennie wysłuchuje krzyków pijanego Chestera. Zawsze się na niej wyżywa. Nie chodzi tu o przemoc fizyczną. Chez nigdy jej nie uderzył. Mężczyzna codziennie robi jej awantury o byle co.  Ostatnio był tak pijany, że zaczął krzyczeć tylko dlatego, że Liv wyprała mu jego ulubione spodnie i nie mógł w nich chodzić, bo były jeszcze mokre. Czasami po prostu chciała uciec, ale nie potrafiła. Za bardzo go kochała, był jej jedynym przyjacielem. Nie mogła go zostawić z tym wszystkim. Łudziła się, że Chazz w końcu przejrzy na oczy i zobaczy jak się dla niego poświęca, ale nic takiego się nie stało. Z zadumy wyrwały ją znajome głosy i wesołe śmiechy. To chłopacy przyszli. Ale po co? Chwilę później zobaczyła trzech kolegów w koszarówkach. Zawzięcie o czym rozmawiali toteż nie zauważyli Liv siedzącej obok wieszaków.
- No i ja mu mówię, że chcę burger klasyczny co nie? A on do mnie takim zajebanym głosem: " Dobrze, już nalewam". Ja takie "wtf" co nie i mówię mu jeszcze raz, że chcę burger klasyczny, a on do mnie " Najpierw mówisz, że chcesz colę, a później, że burger. Zdecydowałbyś się w końcu." Ja się na niego spojrzałem zdziwiony, a on takie cicho: " W pizdu, jakie tu pojebane ludzie przychodzą..."  Ja do niego żeby lepiej uważał na słowa, a on do mnie żebym spierdalał jak coś mi się nie podoba. No to poszedłem stamtąd. Więcej nie idę do tej pożal się Boże niby restauracji. Jak Boga kocham kiedyś temu kurczakowi wyrwę te jego czerwone kudły. Wnerwia mnie za każdym razem jak go widzę. Poza tym...podejrzewam, że ten chłoptaś jest ćpunem. Zawsze ma takie dziwne oczy. A o tym, że pewnie jest alkoholikiem to ja już nawet nic nie mówię. Jebie od niego wódą na kilometr.- To był Sam. Znienawidzony przez Liv osobnik, z którym niestety musiała pracować. Kiedy mówił o tym gościu z restauracji na początku nie wiedziała o kogo chodzi, ale kiedy usłyszała, że miał czerwone włosy, wiedziała o kogo chodzi. Mówił o jej przyjacielu. Momentalnie zaszkliły jej się oczy, gdy Sam mówił te wszystkie złe rzeczy o Chesterze. Poczuła falę wściekłości, która ogarnęła cały jej umysł. Zacisnęła pięści i wstała ze stołka, na którym jeszcze chwilę wcześniej siedziała. Chłopacy stali z drugiej strony wozu strażackiego. Dziewczyna podeszła do nich tak, aby jej nie widzieli. Była w jakimś transie, czuła jedynie wściekłość i chęć obrony jednej z najbliższych jej osób. Nie pozwoli aby ktokolwiek, a już tym bardziej ten idiota mówił cokolwiek złego na temat Benningtona. Sam stał do niej tyłem toteż jej nie zauważył, ale Andy i Lee zauważyli ją od razu. Andy był wysokim, dobrze zbudowanym oraz przystojnym brunetem o zielonych oczach. Zawsze był do wszystkich przyjaźnie nastawiony, nigdy nie oceniał innych np. po wyglądzie czy poglądach. Liv bardzo szybko zaprzyjaźniła się z Andy'm. Zawsze mogła mu o wszystkim powiedzieć bez obawy, że mężczyzna przekaże to komuś innemu. Nie wiedział jednak o Chesterze. Owszem, znał go i lubił. Wiedział też, że Liv mieszka z kimś kto uratował jej życie i że traktują się jak brat i siostra, ale nie wiedział o tym jak bardzo sprawy ostatnio się pokomplikowały. Zresztą, Liv nawet Mike'owi nie powiedziała co się  dokładnie dzieje w domu Cheza. Lee pod względem wyglądu był totalnie różny od Andy'iego. Lee był niskim, również dobrze zbudowanym, blondynem o niesamowicie niebieskich oczach. Był straszną gadułą oraz uwielbiał plotkować dlatego też Liv mimo iż go lubiła, nie zdradzała mu swoich sekretów w obawie, że taki ktoś jak Sam może się o tym dowiedzieć. Lee dobrze wiedział, ze dziewczyna nie lubi Sam'a, ale po prostu nie umiał trzymać języka za zębami, co dla poniektórych było oczywiście dość męczące. Wracając do sytuacji...
Kiedy Andy oraz Lee zobaczyli Liv, momentalnie miny im zrzedły. Cofnęli się niewiadomo czemu parę kroków w tył, a na ich twarzach malowało się prawdziwe przerażenie. Wtedy właśnie odwrócił się Sam. On również trochę się przeraził, ale jego lęk chwilę później zamienił się w zdziwienie. A całkiem niepotrzebnie, ponieważ dalej powinien się bać.
Stała przed nim. Ciemnowłosa dziewczyna, której wyrazu twarzy nie było można jakkolwiek zinterpretować. Jej dotychczas zielone oczy skrywane pod naturalnymi zielonymi szkłami kontaktowymi świeciły nienaturalnym zielono-bursztynowym blaskiem. Lekki powiew wiatru, który dostał się do pomieszczenia przez drzwi, których prawdopodobnie nie zamknął Lee uniósł delikatnie czarne włosy Liv  co czyniło ją jeszcze bardziej przerażającą niż dotychczas. 
- Nigdy...ale to przenigdy...nie mów tak...o moich...przyjaciołach. A szczególnie o Chesterze.- mówiła z przerwami jakby wpadła w jakiś trans.
- Oooo to był ten Chester? Twój chłoptaś?- zadrwił Sam.- A może ty też ćpasz, co? "Traktujemy się jak brat i siostra, ojeej, on uratował mi życie, jaki on jest wspaniały"- przedrzeźniał Liv, której właśnie całkiem puściły nerwy. Złapała go za ubranie oraz popchnęła na ścianę po czym palce swojej prawej dłoni zacisnęła na jego szyi unosząc go lekko w górę. Spojrzała swoim przerażającym wzrokiem prosto w jego nadal drwiące z niej oczy.
- Skąd ty niby wiesz jak ja go traktuję, co?- zapytała totalnie wnerwiona. Nie miała pojęcia od kogo Sam dowiedział się o jej relacjach z Benningtonem. Przecież mówiła o tym  tylko Andy'iemu. On przecież nikomu by nie przekazał.
- Ano usłyszałem tu i tam...- Sam nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. W ogóle nie przejmował się tym, że dziewczyna zaciska palce na jego krtani. Liv w tej chwili była naprawdę niebezpieczna. Kiedy Andy usłyszał słowa znajomego, wybuchnął gniewem.
- Podsłuchiwałeś?!- warknął, ale nie zbliżył się choćby na milimetr, ponieważ wiedział, że z Liv coś się dzieje. Samuel tylko się roześmiał.
- Doprawdy, niektóre wasze rozmowy są naprawdę ciekawe. Aż trudno nie słuchać.- znowu się zaśmiał.- AŁA!- krzyknął, gdy dziewczyna jeszcze bardziej zacisnęła palce na jego krtani.- Co ty kurwa odpierdalasz!?- krztusił się.- Ty suko!- syknął. Powoli tracił oddech, opadał z sił. Nie wiedział czemu, ale czuł jakby dotyk Liv palił go żywym ogniem. A może to tylko złudzenie przez te jej tatuaże?
- Siema chłopaki! Jest tu może...- do garażu wpadł Chester. Kiedy zobaczył dziewczynę duszącą Sam'a, serce zaczęło mu walić jak młotem. Gdy Liv usłyszała głos Chazza, jej uścisk zelżał, a Sam upadł na twardą podłogę. Odwróciła się do chłopaka, który stał jak wryty zaskoczony jej wyrazem twarzy. Te oczy...nadal jarzyły się zielono-bursztynowym blaskiem.  Zbliżała się do niego powolnym krokiem, a jej oczy coraz bardziej bledły, aż w końcu wróciły do normalnego koloru. Wtedy upadła i straciła przytomność.

3 komentarze:

  1. Dlaczego tu nie ma komentarzy?
    To jest GENIALNE!
    Jejku, brak mi słów.
    Brawo!
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo o.O Dziękuję! Miło, że komuś podoba się to co piszę. ;)

      Usuń
  2. Hej, hej,
    Znalazłam tego bloga przez przypadek,
    I muszę Ci przyznać, że piszesz świetnie, naprawdę :)
    Czytam mnóstwo blogów, ale muszę przyznać, że w Twoim mnie coś wyjątkowo urzekło.
    Może to umiejscowienie tu postaci Chestera i Mike'a, może ta nutka fantastyki, którą tak uwielbiam, a może to twój sposób pisania?
    Dziwne jest to, że tu tak mało komentarzy, bo naprawdę jest to opowiadanie z klasą, z czymś co osoba czytająca odkrywa- nie jest przewidywalne. No i oczywiście muszę pochwalić przeplatankę komicznych momentów :). To chyba na tyle, pewnie o czymś zapomniałam.
    No więc : you made my day! (pochłonęłam wszystkie rozdziały w 1 dzień) :D
    No i czekam na coś nowego,
    Więc weny i dużej ilości czytelników, bo to się należy temu blogowi.
    qwerty.

    OdpowiedzUsuń