Strony

niedziela, 7 czerwca 2015

"Chosen One "



Ciemność. Tylko tyle zobaczyłam po tym, jak straciłam przytomność. "Co się dzieje? Dlaczego nie mogę otworzyć oczu?"- Takie myśli przewijały się przez mój umysł. Czułam się jakbym śniła. A może tak właśnie było? W wszechogarniającej ciemności nagle zobaczyłam coś dziwnego. Parę oczu wpatrujących się we mnie. Nie były to normalne oczy. TE oczy jarzyły się zielono-bursztynowym blaskiem. Nie potrafiłam odgadnąć, czy te spojrzenie jest dobre i miłe, czy wręcz przeciwnie. Nagle znalazłam się w jakimś ciemnym lesie. Wysokie drzewa oraz mrok. Tylko tyle zobaczyłam. W pewnym momencie przez mrok zaczął przebijać się szkarłatny blask.
 Dawało to dosyć niecodzienny oraz coraz bardziej przerażający efekt. Postanowiłam podążać ścieżką, którą zauważyłam chwilę wcześniej. Droga zdawała się nie mieć końca. Zupełnie jak życie, prawda? Z życiem jest zupełnie tak samo. Idziesz drogą w nieznane, nigdy nie wiadomo co lub kogo na niej spotkasz, co ci się przydarzy, a i tak jesteś zbyt ciekawy aby zostać w miejscu. Hm, zebrało mi się na jakieś dziwne myśli. To pewnie przez ten przedziwny klimat. W końcu wyszłam z lasu. Znajdowałam się teraz na jakimś wzgórzu. W oddali zauważyłam jakiś stary dom. Ta okolica...zdawało się jakby była z całkiem innej epoki. Średniowiecze lub coś w tym stylu. Nie wiem. Pomyślałam, że skoro tu jestem to sprawdzę, czy przypadkiem kogoś nie ma w tym domu. A jeśli ktoś mnie pogodni z widłami to...to trudno. Raz się żyje. Zeszłam ostrożnie z wzgórza i podążyłam w stronę polnej drogi. Dalej drogą skierowałam się w miejsce, gdzie wcześniej zauważyłam dom. O dziwo, nikogo nie napotkałam na drodze. Hm.
Stanęłam na...wielkim dziedzińcu? Ze wzgórza nie było go widać, a jest dość spory. Poza tym, ta
aleja...Lipowa aleja. Że co? Lipowa aleja? To chyba nie...
- Osz ty w mordę.- wybełkotałam, gdy dotarło do mnie gdzie właśnie się znalazłam. Podeszłam do każdego drzewa. To niemożliwe. Tyle wspomnień, legend. Właśnie stałam obok jednej z lip. Tak, stałam obok lipy, którą prawdopodobnie kiedyś zasadził mój gromwieileprapra dziadek, Tengel Dobry. Dla swojej kochanej żony Silje. Lipowa aleja była największym marzeniem mojej gromwieileprapra babci. A więc jestem w Norwegii. Ale jak? Jakim cudem z Los Angeles przeniosłam się do Norwegii w zaledwie ułamek sekundy? Czy ja umarłam?
- Co tu się dzieje? Czy ja nie żyję?-zapytałam sama siebie. W odpowiedzi usłyszałam stłumiony, kobiecy śmiech. Odwróciłam się szybko w stronę skąd dobiegał dźwięk. Okazało się, że dźwięk pochodzi od strony domu. Pomyślałam, że jednak może ktoś jest w środku, więc postanowiłam to sprawdzić. Podeszłam do niskich, solidnych, drewnianych drzwi i nacisnęłam na wielką klamkę popychając drzwi do przodu. W środku panował półmrok. Zamknęłam drzwi po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nikogo nie ujrzałam. Znowu ten śmiech...
- Liv...-usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się z prędkością światła. Przede mną stała śliczna kobieta o rudych włosach oraz niesamowicie zielonych oczach. Takich jak moje. Ubrana była w długą, lekko przybrudzoną, jasno zieloną suknię. 

- Kim jesteś?- zapytałam po norwesku. Byłam autentycznie przerażona.
- Naprawdę nie wiesz? Jestem Villemo.- odparła z uśmiechem, a ja poczułam się jakby serce miało mi wyskoczyć gardłem.
- Jak to? Proszę...wytłumacz mi o co tu chodzi. Nie rozumiem jak się tu znalazłam. Czy ja nie żyję? Dlaczego tu jestem?- potok pytań wręcz wylewał się z moich ust.
- Kochana, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Zostałaś wybrana do bardzo ważnej misji. Twoja misja jest podobna do mojej, o której zapewne słyszałaś z opowiadań rodziców. Na swojej drodze napotkasz wiele osób, które zmienią twoje życie o 180 stopni. Wśród nich będą dwaj wybrani oraz jeden dotknięty dziedzictwem naszego rodu, rodu Ludzi Lodu. Niedługo wszystko się wyjaśni. Tymczasem muszę już iść. Lecz pamiętaj, że jestem twoją opiekunką i zawsze możesz się do mnie zwrócić o pomoc.- po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu. Stałam oszołomiona jeszcze kilka minut. A może godzin? Przecież nie jestem w normalnym świecie. Nagle kątem oka ujrzałam światło dobiegające zza drzwi obok. Otworzyłam je i weszłam do małego pomieszczenia. Na środku pokoju znajdowało się małe łóżko, niedaleko niego stały stare, drewniane szafki. Blask światła dochodził wielkiej szafy. Otworzyłam jej drzwiczki. Musiałam przymrużyć oczy, ponieważ światło niesamowicie mnie oślepiło. Zaraz po tym- znikło. Wtedy ujrzałam wielką księgę. Wyjęłam ją ostrożnie, obejrzałam z każdej strony. Piękne wzory zdobiły starą, skórzaną okładkę. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem coraz szerzej otwierałam oczy ze zdziwienia. Przecież to był dziennik babci Silje! Te wszystkie rzeczy, legendy, opowiadania mojej mamy...okazały się prawdą. Zamknęłam dziennik i spojrzałam jeszcze raz do szafy. Leżała tam jeszcze jakaś koperta. Ją również otworzyłam i zatopiłam się w lekturze.
„Droga Liv
Kiedy czytasz ten list, mnie i taty już nie ma na świecie. Nie będę się dużo rozpisywać. Muszę Ci przekazać, że zostałaś wybrana. Musisz wiedzieć, że te wszystkie historie, które Ci opowiadałam są prawdą. Legenda Ludzi Lodu jest najprawdziwsza. Masz misję do wypełnienia. Spotkasz wybranych oraz dotkniętego. Twoim głównym zadaniem będzie sprowadzenie dotkniętego na dobrą stronę. Nie wiem czy już go spotkałaś, ale bądź czujna. To może być każdy i wcale nie musi wiedzieć o tym, że ma nadnaturalne zdolności i jest przeklęty przez Tengela Złego. Za wszelką cenę musisz opiekować się dotkniętym. Dwaj wybrani Ci pomogą. Jeden z nich już Cię zapewne szuka, więc spokojnie. Twoją opiekunką jak już zapewne wiesz jest Villemo. Tak, to ta Villemo, która została wybrana do podobnej misji. To ta Villemo, która za rodzinę i przyjaciół potrafiła walczyć jak lwica, to ta Villemo, która pokochała swojego kuzyna Dominika, dzielnie pojechała za nim na wojnę nie bojąc się śmierci. To ta, która potrafi kochać bezgranicznie. Zupełnie tak jak Ty, moja córeczko. Reszty dowiesz się w swoim czasie.
Kocham Cię, Mama.”
Nagle list zaczął się rozpadać i w końcu przemienił się w popiół. Wpatrzona w rozwiewane przez wiatr spalone kawałki papieru, straciłam przytomność. A może właśnie ją odzyskałam?
                - LIV! Obudź się! Słyszysz? Liv!- usłyszałam krzyk. Znałam ten głos, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie do kogo należy.
- No dawaj dziewczyno...-przemawiał do mnie jakiś inny głos. Na pewno był to mężczyzna. Miał niski, ciepły głos. Otworzyłam lekko oczy dzięki czemu ujrzałam pochylającego się nade mną Chestera. Zaraz obok niego pochylał się nade mną jakiś mężczyzna. Pomyślałam, że chyba już go gdzieś widziałam, tylko nie pamiętałam gdzie i kiedy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i mrużąc oczy złapałam się za bolącą głowę.
- Boże, Liv, aleś mnie przestraszyła!- poczułam jak Chester obejmuje mnie swoimi szerokimi ramionami.
- Ale...co się stało?- zapytałam przytłumionym głosem. Odsunęłam się od Chazza, wstałam i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Nadal znajdowałam się w garażu w koszarach. Obok Cheza stał ten drugi mężczyzna, a obok wozu stali przerażeni Andy i Lee.
- Wystraszyłaś nas.- zaczął Lee- gdyby nie Dean to nie wiem co by się stało.- dokończył.
- No super. Umarłabym w remizie pełnej strażaków, zajebiście.- prychnęłam do kolegi. Podeszłam do nieznajomego oraz podałam mu rękę.- Stary, dzięki za uratowanie mi życia. Te kaleki nawet dup by nie ruszyli żeby mi pomóc. A tak w ogóle to jestem Liv, co już pewnie wiesz po tym jak nasłuchałeś się wrzasków Chestera.- uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.

- Jestem Dean. Dean Winchester. Byłem umówiony z prezesem w sprawie pracy, przyjeżdżam, patrzę i już pierwsza akcja ratownicza. I to jeszcze JAKA akcja.- „zatańczył” brwiami, a na jego twarzy pojawił się dwuznaczny uśmiech.
- Pff, patrzcie, patrzcie, pierwszy dzień w pracy i już nam Liv podrywa.- zaśmiał się Andy po czym również podszedł do Dean’a.- Andy jestem.-podał mu rękę- A ten cwel obok wozu to Lee.
- Osz ty chuju.-mruknął złowieszczo Lee oraz machnął Nowemu ręką na powitanie.- Siema.
- No dobra zajebiście nie żeby coś, ale co tutaj się do cholery jasnej stało?- wtrącił się wyraźnie zirytowany Bennington. Wszyscy odwrócili się do niego po czym spojrzeli po sobie i znowu na niego.
- W skrócie: Liv chciała zapierniczyć Sam’a. Coś w nią wstąpiło i chciała go udusić, potem przyszedłeś ty, później ona zemdlała, a Dean zrobił wejście smoka i perfekcyjne sztuczne oddychanie, którego nasza kochana Liv na pewno nigdy nie zapomni.-wypowiedział Andy, a ja aż zakrztusiłam się własną śliną.
- Ty debilu, weź jej tak nie strasz oke?-wyparował Lee. Jak oni kochają się kłócić...
- Zaraz, jak to „chciałam zapierniczyć Sam’a”? Dlaczego ja nic nie pamiętam? Da fak man, o co chodzi.- złapałam się za głowę.- Jedyne co pamiętam to to jak słyszałam, że przyszliście. A później nic, pustka.
- No to nieźle...-powiedzieli Andy i Lee w tym samym czasie.- Napędziłaś nam takiego stracha swoim zachowaniem, że baliśmy się do ciebie podejść jak dusiłaś tego skurczybyka.
- Że co.- bardziej stwierdziłam niż zapytałam- Sam to kompletny idiota, ale musiał mnie naprawdę wyprowadzić z równowagi skoro chciałam mu coś zrobić. Koledzy spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Naprawdę nie pamiętasz?-zapytał Lee, a ja tylko pokręciłam przecząco głową.- Zwyzywał Chestera, a później cię wyśmiewał. Wpadłaś w furię, zaczęłaś go dusić. W dodatku te oczy... Zawsze ci się tak świecą jak się zdenerwujesz?
- Nie.- odparłam zdziwiona.- Nigdy tak nie miałam. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Wybaczcie, że tak was wystraszyłam, przepraszam.
- A gdzie tam!- Andy jak zwykle wkroczył do akcji.- Jak dla mnie to i mogłaś tego idiotę dłużej przydusić. Żebyś ty widziała jak on spierdzielał...- zaczął się śmiać, ale gdy zobaczył, że nikt mu nie wtóruje, błyskawicznie zamilkł.- Wybacz, zamykam się już.- odparł poważnie, a wszyscy razem ze mną zaczęli się śmiać.- Czyli jednak was rozbawiłem.- wyszczerzył się. Cały Andy.
                Pół godziny później w koszarach zostałam tylko ja z Nowym i Chesterem. Dean wydawał się naprawdę w porządku gościem. Poza tym uratował mi życie, a to już duży plus. Był niewysokim brunetem o zielonych oczach. Fajny gość.
- A więc to ty uratowałeś mi życie.- zagadnęłam do niego na co odpowiedział lekkim uśmiechem.
- W końcu jestem strażakiem co nie? To mój obowiązek ratować ludzi.
- Em, no tak.- mruknęłam. Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie ja go mogłam widzieć.
- Liv, możemy porozmawiać?- zagadnął Chester.
- Tak, tak, jasne.- odpowiedziałam szybko i wyszłam z nim na zewnątrz.- O czym chciałeś ze mną rozmawiać?- zapytałam, a on nagle zrobił poważną minę.
- Idę na odwyk.- mruknął cicho.
- CO.- bardziej stwierdziłam niż zapytałam.- Jak to „idziesz na odwyk”? Pogrzało cię?
- Mówię jak najbardziej poważnie. Nie daje sobie z tym rady, a ty przeze mnie tylko cierpisz. Już wszystko załatwiłem, sprawę rozwodową mam już za sobą, zostałem sam. Jutro rano jadę do ośrodka.- spuścił głowę w dół.- Chciałem żebyś wiedziała, chociaż ostatnio coś się spieprzyło.- dodał. Podeszłam do niego i przytuliłam najmocniej jak tylko umiałam.
- Dziękuję.- to były jedyne słowa jakie potrafiłam z siebie wydusić.
                Minęły już dwa tygodnie odkąd Chester przebywa w ośrodku. Często odwiedzamy go z Mike’iem i chłopakami ze straży. Zaprzyjaźniłam się z Dean’em. Okazał się naprawdę w porządku gościem. Nikt nie ma pojęcia co się dzieje z Benningtonem. Niby jest ok, ale widać, że coś się dzieje tylko on nie chce nam o tym powiedzieć.
                Siedziałam właśnie w salonie oglądając telewizję, gdy poderwał mnie na nogi dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz: „Straż”. Kolejna akcja. Odrzuciłam szybko połączenie i pobiegłam się ubrać po czym skierowałam się do straży.
- No siema chłopaki, co dzisiaj mamy?- rzuciłam, gdy wsiadłam do wozu, w którym siedzieli już moi koledzy. Żaden się nie odezwał. Tylko Dean spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Szpital psychiatryczny...odwyk.- mruknął, a moje serce przestało bić. Chester...
                Wybiegliśmy z wozu, ogarnęliśmy sytuację i postanowiliśmy działać.
- Liv i Andy, idziecie gasić od zewnątrz. Ja, Dean, Sam i Matt idziemy do środka.- zarządził Lee, który był dowódcą.
- Lee, proszę, chcę iść do środka. Tam jest Chester, nie zostawię go.- powiedziałam załamanym głosem podchodząc do kolegi.
- Eh...no dobra. Liv i Dean idą do środka. Reszta idzie ze mną.- machnął ręką po czym wszyscy ruszyli ze sprzętem.
- Jeśli coś mu się stanie...nie wybaczę sobie tego.- mruknęłam do kolegi, gdy zabieraliśmy maski tlenowe i butle z tlenem. Po chwili już biegliśmy w stronę drzwi wejściowych. Widok samego ośrodka był straszny. Z okien od strony odwyku wydobywał się dym, widać było ogień. Jedyne co się nasuwało na myśl to „co tam się do cholery stało?”.
Weszliśmy do środka rozglądając się za ludźmi.
- 017, zgłoś się.- usłyszałam ze swojego radia.
- Tu 017, zgłaszam się.
- Liv, słuchaj. Wszyscy pacjenci zdążyli uciec. Został tylko Chester. Szukajcie go, może schował się w swoim pokoju, w łazience albo gdzieś spierdzielił.
- Ok...-wymamrotałam załamanym głosem.
- Liv?
- Tak, Lee?
- Dacie radę. Znajdziecie go. Pewnie się gdzieś skurczybyk schował.
- Dzięki Lee.- odpowiedziałam po czym kontynuowałam rozglądanie się. Skierowaliśmy się do pokoju, w którym mieszkał Chez. Gdy otworzyliśmy drzwi buchnął w nas okropny dym. Wszystko się paliło.
- CHESTER!- wołałam kilkakrotnie lecz nikt się nie odezwał. Rozejrzeliśmy się i kiedy nikogo nie ujrzeliśmy, skierowaliśmy się do łazienki. Otworzyliśmy drzwi. Moje serce przestało bić. Dean spojrzał się na mnie zdziwionym wzrokiem. 

Chester siedział skulony w ubraniach pod prysznicem, z którego lała się woda. Wzrok miał wbity w swoje dłonie, które...parowały. Parowały pod wpływem kontaktu z wodą. Podbiegłam do niego, Dean pomógł mi go podnieść i razem jakoś wyszliśmy z tego miejsca. W jego oczach ujrzałam coś w rodzaju obłędu, szaleństwa. To było straszne.
                Godzinę później wszystko już było ugaszone. Co jak co, ale chłopacy z naszej jednostki są niezastąpieni. Siedziałam właśnie przy Chesterze i próbowałam od niego cokolwiek wyciągnąć. Jakąś informację jak do tego doszło. Jednak on nic nie powiedział. Po chwili przyszedł Lee i oznajmił, że wracamy do jednostki. Benningtonowi o dziwo nic się nie stało, więc zabraliśmy go ze sobą, wcześniej powiadamiając o tym jego lekarza. On jednak ciągle milczał. Gdy dojechaliśmy na miejsce, pojechaliśmy do domu Cheza. Wtedy Dean postanowił do niego przemówić.
- Słuchaj stary, wiem, że to co przeżyłeś to dość traumatyczne wydarzenie, ale nie możesz się zamykać w sobie. Powiesz nam w końcu co się stało?- zagadnął do niego łagodnym tonem. Chester podniósł w końcu głowę oraz wlepił wzrok najpierw w Dean’a a później we mnie.
- Moje dłonie...-zaczął.
- Co twoje dłonie?- zapytałam, gdy nie kontynuował.
- One...zaczęły płonąć.- wydukał, a ja i Dean nie mogliśmy uwierzyć w to, co się działo. Przecież Chester nie miał żadnych ran, oparzeń na dłoniach. Jak więc jest to możliwe?
- Chester, ale ty nie masz żadnych oparzeń na dłoniach. Wytłumacz nam wszystko po kolei.- usiadłam naprzeciw niego na kanapie oraz wlepiłam w niego wzrok.- No opowiadaj.- zachęciłam go. Schował twarz w dłonie po czym zaczął opowiadać.
- Jak zwykle rano po śniadaniu poszedłem na zajęcia, terapia i te sprawy. Po zajęciach szedłem sam korytarzem, gdy nagle zabolała mnie głowa. Pomyślałem że to od leków, które wcześniej dali mi na uspokojenie.
- Po co ci leki na uspokojenie?- przerwałam mu.- Wdałeś się w jakąś bójkę?
- Co? Nieee...Sam chciałem żeby dali mi te leki. Źle się czułem i chciałem się położyć, ale nie mogłem zasnąć, więc poszedłem do mojego lekarza po tabletkę na uspokojenie.
- Um, ok. Kontynuuj. Przepraszam, że ci przerwałam.
- Nic się nie stało.- uśmiechnął się lekko.- Jak zwykle po zajęciach poszedłem do swojego pokoju, aby jeszcze trochę się położyć. Gdy byłem już w pomieszczeniu, znowu zaczęła boleć mnie głowa, widziałem jakby przez mgłę. Nagle poczułem jakby dym, ale nie wiedziałem skąd on dochodzi. Rozglądnąłem się po pokoju i zobaczyłem, że wszystko płonie. Spojrzałem na swoje dłonie....Liv, to było straszne. One płonęły, a ja nic nie czułem. Nie wiem co się stało dalej bo upadłem i straciłem przytomność. Obudziły mnie syreny strażackie. To wtedy przeczołgałem się pod prysznic. Leżałem może z pięć minut kiedy usłyszałem jak mnie wołacie, ale nie potrafiłem się odezwać. Moje dłonie nadal płonęły. Byłem tak przerażony...Odkręciłem wodę i wtedy moje dłonie przestały płonąć. W tym samym momencie weszliście wy i mnie stamtąd wyciągnęliście. Liv, ja nie chcę tam wracać. Przysięgam, że już nigdy nie wezmę prochów tylko proszę, nie zostawiaj mnie.- w jego oczach zobaczyłam łzy. Podeszłam do niego i przytuliłam go z całych sił.
- Obiecuję ci, że już tam nie wrócisz braciszku.- wymamrotałam. Dalej nie mogłam uwierzyć w to co nam powiedział. Czy to możliwe, aby Chester był jednym z Ludzi Lodu? Nie, chyba nie.
- Liv?- zagadnął Dean.
- Tak?- odwróciłam się do niego.
- Musimy pogadać. Teraz.- Oznajmił i wyszedł do drugiego pokoju.
Poszłam tam za nim. Stał na środku pokoju z opuszczoną głową.
- Dean?- wypowiedziałam lekko zlęknionym głosem. Czułam, że coś jest nie tak. I w sumie się nie myliłam. Podniósł głowę, a to co zobaczyłam tak mnie przeraziło, że odskoczyłam kilka kroków w tył. Oczy mojego kolegi...świeciły zielenią.
- Jakie jest twoje prawdziwe nazwisko Liv?- zapytał dziwnie spokojnym głosem.
- Liv Villemo Sol Silje Lind z Rodu Ludzi Lodu.- wymamrotałam, a on podbiegł do mnie i...przytulił mnie.
- Znalazłem cię. Tak długo cię szukałem, siostrzyczko!- tulił mnie do siebie, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Odepchnęłam go od siebie i wlepiłam w niego wzrok.
- O co ci chodzi Dean? Kim ty do cholery jesteś?! Nie mam brata, więc nie nazywaj mnie swoja siostrzyczką.
- Usiądź, wszystko ci opowiem. Moje prawdziwe nazwisko to Dominik II Lind z Rodu Ludzi Lodu. Moim opiekunem jest Dominik, twoim Villemo. Z tego co się dowiedziałem to mamy do spełnienia jakąś misję...
- Mamy sprawić, aby dotknięty przeszedł na dobrą stronę. Mamy go za wszelką cenę chronić.- powiedziałam.
- Zaraz, skąd ty to wszystko wiesz?- zapytał zdziwiony.
- Wtedy w jednostce zanim mnie ocuciłeś, miałam tak jakby wizję. Przeczytałam list od mojej mamy, w którym to wszystko było napisane.
- A...ok. Czyli jednak mi wierzysz?
- Czemu niby miałabym nie wierzyć?
- Nie wiem...dziwnie to wszystko brzmi. Ale nie po to cię tutaj ściągałem. Chodzi o Chestera. Może on jest jednym z wybranych, albo co gorsza, jednym z dotkniętych?
- Mam nadzieję, że nie, ale jeśli tak, to nie mówmy mu tego na razie.
- Tak będzie najlepiej dla niego.- uzgodniliśmy.                              
                Następnego dnia czekała nas kolejna niespodzianka ze strony Benningtona...

wtorek, 21 kwietnia 2015

Ogłoszenia parafialne

Jestem, żyję, żeby nie było że nie co nie. xD
No
To ten
Jakby co to aktualnie w tym momencie, minucie, próbuję napisać kolejną notkę z Fallen Angel, ALE coś mi to nie za bardzo idzie, więc muszę Was jeszcze przeprosić. ;-;
Sama na siebie jestem zła, ale a to nie ma czasu a to nie ma weny. Dzisiaj jak już się zabrałam za pisanie to pewien dziki człowiek mi przerwał telefonem i po pisaniu. ._.
Także nie wiem kiedy wrócę, mam nadzieję, że niedługo.
Proszę o wyrozumiałość i pozdrawiam. ;)

sobota, 28 lutego 2015

One Shot "I miss you"


Siema. Nazywam się Martyna  i pochodzę z Polski. Mam dwadzieścia dwa lata i chciałabym Wam opowiedzieć pewną historię, która była jednym z wielu punktów zwrotnych w moim życiu, a zaczęło się od głupiego ogłoszenia w szkole... Tak chodzę jeszcze do szkoły... nie pytajcie czemu. Po prostu pewna bardzo "mądra" nauczycielka stwierdziła iż nie przepuści mnie do następnęj klasy. Dwa razy. Szkoda gadać. Aktualnie jestem w ostatniej klasie technikum. I tak. Prawdopodobnie znowu nie zdam. Supi.
Na godzinie wychowawczej jak zwykle siedziałam i nudziłam się, więc wyjęłam telefon i zaczęłam pisać z Chesterem...Tak, TYM Chesterem Benningtonem- wokalistą znanego na całym świecie zespołu Linkin Park. Poznałam go na Meet & Greet  przed koncertem w Nowym Jorku, na który pojechałam razem z moją siostrą.  Pamiętam jak nogi mi się trzęsły kiedy stałam w kolejce po Jego autograf. Później się okazało, że zupełnie niepotrzebnie się denerwowałam, ponieważ okazał się naprawdę super gościem. Kiedy składał podpis na zdjęciu, które mu podałam, uśmiechał się do mnie bez przerwy co dodawało mu naprawdę dużo uroku. Ogólnie Chester zawsze mi się podobał, ale to nie ważne. Chwilę jeszcze stałam przed nim i rozmawialiśmy, ale niestety trzeba było się już zwijać, ponieważ inni fani również czekali na autograf. Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam, że obok podpisu wokalisty widniał także jego numer telefonu. Na początku pomyślałam, że chyba jest jakiś nienormalny skoro myśli, że tak po prostu zaczniemy się przyjaźnić, czy coś, ale później, gdy wróciłam do hotelu, w którym wtedy nocowałam, pomyślałam sobie: "A czemu by nie?" i wysłałam mu sms z podziękowaniami za wspaniały koncert i miłą rozmowę na Meet & Greet. On mi odpisał, że to on dziękuje i ma nadzieję, że niedługo się spotkamy. No i w sumie tak zaczęła się nasza znajomość, która przerodziła się potem w przyjaźń.
 To było dwa lata temu. Wracając do teraźniejszości..Nudząc się na tej przeklętej godzinie wychowawczej napisałam do Chazza.

" Joł. Co tam? Co porabiasz?"- Wysłałam mu. Po chwili dostałam odpowiedź.

" Siemanko Skarbie. :) Właśnie przed chwilą wstałem z łóżka i idę się ubierać. A u Ciebie jak tam?"- Boże..napisał do mnie "skarbie"... On nie wie..Nie wie, że od ponad roku kocham Go jak głupia. Eh..Chciałabym, aby odwzajemnił moje uczucia..Marzenia. A poza tym...ostatnio mówił mi, że jest zakochany także ten..nie mam szans.

" A to dzień dobry! Jak się spało? Coś ciekawego Ci się śniło? ^.^ Ja właśnie siedzę na godzinie wychowawczej...masakra. Ta kobieta to nie wychowawczyni...to Szatan wcielony. xD W ogóle to masakra..U Ciebie dopiero rano, a ja już ostatnią lekcje kończę. ;D hue hue"- Zaśmiałam się cicho z tego co napisałam i czekałam na odpowiedź, która nadeszła dość szybko. Spojrzałam na ekran telefonu i zaczęłam czytać.

" Heh..Fajnie masz. Przede mną jeszcze cały dzień roboty. W ogóle to chciałbym już Cię spotkać. Dawno Cię nie widziałem. Szmutno coś. :c A no śnił mi się baaaardzo ciekawy sen. ^.^"- Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam odpisywać.

" Biedak. :c Ja też już chcę Cię spotkaaaać. :( Ale nie szmutamyyy :) Opowiadaj co za sen Ci się przyśnił!"

" Kiedyś Ci powiem. c:"

" No weeeeź"

" Nope. Czekaj, bo ktoś mi się do drzwi dobija...Pewnie znowu ten debil Mike. Jak Boga kocham zajebie go kiedyś. Co on kurwa, spać nie może, czy co?! No ja pierdole.. Człowiek jeszcze w piżamie, a ten i tak mu  na chatę wbije. -,-"- Przez niego zaczęłam rechotać w ławce, co oczywiście zauważyła moja "kochana" wychowawczyni. Jaka to jest kurwa dziwna kobieta...Cóż...Nie bez powodu wszyscy ją nazywają "Kopara" hue hue. Poprawiła swoje okulary, zlustrowała mnie wzrokiem i zaczęła powoli się zbliżać do mojej ławki, która mieściła się na końcu klasy. Schowałam szybko telefon do kieszeni i spojrzałam  na nauczycielkę. Uwierzcie mi.. patrząc na nią trudno się nie zaśmiać. Mimo wszystko opanowałam się.
- A panią co tak śmieszy, pani Orłowska?- Zapytała tym swoim dziwnym głosem i mrugnęła kolejny tysiąc razy oczami. Zawsze mruga oczami, gdy jest wkurzona. Komiczny widok.
- Nie nic, proszę pani... Ja tylko sobie coś przypomniałam.
- A cóż takiego sobie przypomniałaś Martyno? Może podzielisz się tym z klasą? Wszyscy się pośmiejemy.
- Przypomniałam sobie sms'a od przyjaciela. Nie będę o tym opowiadać całej klasie, ponieważ to są moje prywatne sprawy.- Nie powiem, wnerwiłam się. W tej chwili byłam poważna jak nigdy. Co ona sobie myśli? Że przeczytam jej tego sms'a od Chazza? Pff!
- No dobrze...zatem proszę już się nie śmiać Martyno.- Powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem z zamiarem odejścia, a ja wykorzystałam okazję i pokazałam jej język na co moja klasa zareagowała śmiechem. Nauczycielka gwałtownie się odwróciła i ponownie zlustrowała mnie wzrokiem. Ja jak gdyby nigdy nic patrzyłam się przed siebie udając, że nie wiem o co chodzi. Po chwili znowu się odwróciła, a ja powtórzyłam poprzednią czynność. Wychowawczyni jednak nic sobie z tego nie zrobiła i wróciła do prowadzenia lekcji. Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy wstali z miejsc z zamiarem wyjścia z klasy. Ja również, ale nauczycielka mnie zatrzymała.
- Powiedz mi Martynko...lubisz muzykę?- co to za pytania w ogóle? xD
- Taaak...a po co pani pyta?- zapytałam niepewnie.
- A no bo wiesz...Słyszałam, że ładnie śpiewasz, a koniec roku szkolnego już za kilka dni to mogłabyś przygotować jakiś mini koncert czy coś.- Zszokowana jej propozycją zastanowiłam się chwilę, ale postanowiłam, że czemu by nie i odpowiedziałam, że mogłabym coś takiego przygotować.
- Och, wspaniale!- Powiedziała rozradowana.- To tak za dwa dni dasz radę?- Dwa dni?! Popieprzyło ją?
- Tak, jasne.- Odpowiedziałam na co ona zareagowała uśmiechem.- Przepraszam, ale muszę już iść. Spieszę się. Do widzenia.- Powiedziałam i wyszłam z klasy z zamiarem powrotu do domu po całym dniu nudzenia się na lekcjach. Kiedy wyszłam już na dwór, rozdzwonił się mój telefon. Zobaczyłam kto dzwoni i uśmiechnęłam się szczerze po czym odebrałam.
- Mówiłam Ci żebyś do mnie nie dzwonił. Dobrze wiesz jak potrafimy się rozgadać. Rachunek Ci taki długi przyjdzie, że ja pierdzielę. W ogóle to siemanko.- Skończyłam swój monolog i zaśmiałam się.
- No cześć.- Boże...jak ja dawno nie słyszałam jego głosu. Był taki delikatny i w ogóle.- Ty się moimi rachunkami nie przejmuj. Mogę cię zapewnić, że wcale taki wielki ten rachunek nie będzie.
- Sugerujesz, że sobie nie pogadamy?- Zaczęłam się z nim droczyć i powoli szłam w stronę mojego domu.
- A skąd! Wręcz przeciwnie. Możemy gadać ile chcemy skarbie.- I znowu tak do mnie powiedział. Fuck. Czy on naprawdę musi mnie tak dręczyć. Mimo wszystko zrobiło mi się smutno. Właśnie przekroczyłam próg domu i poszłam do swojego pokoju po czym walnęłam się na łóżko. Nastała niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać.
- Chester...ja..tak strasznie za Tobą tęsknię.- Powiedziałam, a w moich oczach mimowolnie pojawiły się słone łzy.
- Mart, ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakuje. Siedzę tutaj sam i ciągle myślę o tym aby jakoś się stąd wyrwać i pojechać tam do ciebie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
- Chazz, co ty pieprzysz. A ta twoja ukochana?-Postanowiłam zmienić temat.
- Gdybym mógł...Oddałbym za nią życie. Jest takim moim małym światełkiem w ciemności. Kocham ją jak pierdolony wariat, ale nie mogę jej mieć. Ona traktuje mnie jedynie jako przyjaciela.
-Tak strasznie mi przykro. Przepraszam, nie powinnam cię o to pytać.
- Oj tam, nic się nie stało. Opowiadaj lepiej jak tam w szkole było.- Wyraźnie się ożywił lecz ja wiedziałam, że jest przygnębiony tylko nie chciał mi tego okazać, ponieważ wiedział, że ja zawsze się przejmuję jego problemami. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam mu opowiadać o tej nieszczęsnej godzinie wychowawczej i o tym, że za dwa dni mam zagrać ten "mini koncert"
- Mini koncert? Serio?- zaczął się śmiać.
- Czy ty mnie właśnie wyśmiałeś?- spytałam podejrzliwie.
- Nie ciebie tylko Koparę.- taaa..nawet on na nią tak mówił. xD
- Twoja stara umc umc to kopara umc umc a twój stary umc umc ją odpala.- Zanuciłam.
- Umc umc.- dokończył za mnie i wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
- Wybacz man, odwala mi. W ogóle to pomożesz mi ułożyć listę piosenek na ten występ?- zapytałam.
- Jasne! Weź tam sobie jakąś kartkę i długopis i jedziemy.- zrobiłam tak jak powiedział i po chwili układaliśmy razem listę utworów. Postanowiliśmy, że występ będzie miał charakter rockowy. W sumie ze mną to tylko i wyłącznie mógłby być rockowy. Po kilkunastu minutach miałam już ułożoną pokaźną listę.
- Dopisz jeszcze "Forgotten" i git.- powiedział na koniec. Lista była skończona.
- W ogóle to weź...Boję się, że zwalę wasze piosenki.- zaczęłam się śmiać.
 - A weź w ogóle przestań! Już ja dobrze wiem, że ich nie spieprzysz. Śpiewasz zajebiście i ty to dobrze wiesz tylko udajesz taką skromną. Już jaaa cię znaaam.- zaśmialiśmy się oboje.- To teraz weź przeczytaj co ty tam masz na tej liście.- spojrzałam na listę i zaczęłam czytać wykonawców i tytuły:

 Royal Blood- Figure It Out
 Dead By Sunrise- Crawl Back In
Three Days Grace- The High Road
 Dead By Sunrise- My Suffering
 Dead By Sunrise- Inside Of Me
 Dead By Sunrise- Let Down
 Fall Out Boy- Young Volcanoes
 Three Days Grace- Home
 Linkin Park- And One
 Three Days Grace- Pain
 Linkin Park- Somewhere I Belong
 Linkin Park- Numb
 Linkin Park- By Myself
 Linkin Park- Lying From You
 Linkin Park- Valentine's Day
Linkin Park- One Step Closer
Linkin Park- Forgotten

Starczy chyba, nie?- zapytałam po odczytaniu wszystkich pozycji.
- Tak. Będzie zawaliście, zobaczysz. Kurde, chciałbym tam być.- powiedział z zawodem w głosie.
- Oj tam, nagram ci wszystko.- zaśmiałam się, ale w głębi duszy naprawdę chciałam aby był wtedy ze mną. Nagle coś mi się przypomniało. Kto zaśpiewa partie Mike'a? Postanowiłam zwrócić się z tym do mojego przyjaciela.- Tyyy Chazz...Skoro już będę śpiewała wasze piosenki to kto będzie śpiewał i rapował partie Shinody? Muszę kurczę kogoś zbałamucić żeby ze mną wystąpił.
- Nie masz tam nikogo takiego kto mógłby zastąpić Spike'a?
- No wiesz...Mike jest niezastąpiony.- zaczęliśmy się śmiać.- Nie no, muszę do Dawida przedzwonić..Może on będzie chciał. Czekaj, pójdę po telefon stacjonarny i najwyżej sam go przekabacisz jak nie będzie chciał.- Zeszłam po schodach do kuchni, gdzie znajdował się telefon i wystukałam numer do Dawida dalej trzymając komórkę przy uchu. Jak to musiało głupio wyglądać...Ja stojąca na środku kuchni z dwoma telefonami przy uszach. xD Dawid szybko odebrał telefon, a ja zaczęłam mu wszystko po kolei tłumaczyć. Biedny Chazz musiał to słuchać po raz kolejny...hahaha. Dawid to mój dobry kolega z klasy. Jest fanem Linkinów także już tym zdobył u mnie na starcie plusa. Ogólnie dobrze się dogadujemy. Jest spoko, ale na nic więcej oprócz przyjaźni ode mnie wymagać nie może. Moje serce należy już do innego,  a ja z Chestera nie zrezygnuję na pewno.
- To co Dejwuuś, wystąpisz ze mną?- zapytałam.
- No dooobra. Jutro musimy próbę zrobić, ok?
- OKI! Dzięki, jesteś wielki! Teraz już muszę kończyć, bo drugi telefon mam. Nomanie kocham Cię! Pa!- powiedziałam i rozłączyłam się.
- Dobera Czesiek, załatwione.- powiedziałam, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.- Chazz? Jesteś tam?- dalej żadnej odpowiedzi. Po chwili usłyszałam tylko dźwięk zakończonego połączenia. Kompletnie nie wiedziałam co zrobiłam nie tak i dlaczego się rozłączył. Próbowałam się do niego dodzwonić jakieś kilkanaście razy, ale nic z tego. Co się stało? To przez to "kocham Cię"? Nieee...a nawet jeśli...Przecież to było tylko po koleżeńsku. Boże, co ja zrobiłam. Oparłam się o ścianę, zjechałam po niej na podłogę, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam gorzko płakać. Nienawidziłam kiedy się na mnie obrażał. Nie wydzierał się na mnie. On wtedy był taki...obojętny. To bolało gorzej niż jakiekolwiek wyzwiska. Tak cholernie bolało. W takich chwilach wolałam żeby mnie wyzwał od najgorszych szmat, uderzył. Cokolwiek. On jednak był obojętny. Otarłam łzy i postanowiłam iść się położyć do mojego pokoju.

Oczami Chestera.

- Kocham Cię! Pa!- usłyszałem jak mówi do tego całego Dawida. Zagotowało się we mnie. Byłem w szoku. Ona ma kogoś? Idiota. Co ja sobie wyobrażałem. Że co, rzuci mi się w ramiona? Dobre sobie.- Chazz, jesteś tam?- usłyszałem ponownie. Rozłączyłem się. Byłem wściekły jak nigdy. Rzuciłem telefonem o ścianę i upadłem na kolana po czym schowałem twarz w dłoniach i cicho zaszlochałem.
- Ogarnij się idioto!- eykrzyczałem sam do siebie i wstałem z miejsca. Wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła do mnie kilkanaście razy! Co ona sobie o mnie pomyśli....Zadzwonię do niej...Muszę to odkręcić.

Oczami Mart.

Weszłam do pokoju i nawet nie zdążyłam dojść do łóżka, a usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Przetarłam zapłakane oczy i spojrzałam na wyświetlacz. To Chester. Nagle mu się przypomniało, że dzwoniłam do niego tyle razy? To niech teraz spieprza. Odrzuciłam połączenie i rzuciłam się na swoje łóżko. Zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. Dlaczego Chazz się tak zachował? Czy to możliwe żeby on...Nieee...przecież mówił ci głupia, że ma kogoś na oku. Pewnie jest śliczna, zadbana, elegancka. Nie to co ja. Ja zawsze byłam szarą myszką nie wyróżniającą się z tłumu. No dobra, nie przesadzajmy. Nie licząc tego, że popierdzielałam w glanach, podartych spodniach, skórzanych kurtkach, słuchałam rocka i metalu to jestem całkiem spokojną osobą. No i jeszcze kilka wizyt w areszcie i odwyk, ale to wszystko było 3 lata temu i nie chcę do tego wracać. Teraz chodzę w wytartych jeansach i za dużych bluzach. Jestem pierdoloną oazą spokoju. Nie ma co się łudzić. Taki ktoś jak Chester nie pokochałby kogoś takiego jak ja. Nie chodzi mi tutaj o sławę nein, nein. Chodzi mi o niego samego. Jest wspaniałym człowiekiem. Mamy podobne charaktery i czasem się kłócimy, ale to tak z przyjacielskiej miłości także ten..No właśnie. Przyjacielskiej. Ugh...Nie myśl o tym głupia. On nie jest dla Ciebie i tyle. Pogódź się z tym. Moje przemyślenia przerwała kolejna próba dodzwonienia się do mnie. To znowu on. Eh..Postanowiłam odebrać.
- H-halo?
- Mart, ja tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałem żeby to tak wyszło. Nie bądź na mnie zła. Przepraszam.- wypalił szybko. Zaskoczył mnie tym.
- Nie jestem na ciebie zła tylko nie rozumiem za bardzo o co ci chodziło. Powiedziałam coś nie tak? Jeśli tak to ja cię powinnam przepro...
- NIE!- przerwał mi.- To moja wina. Nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Pewnie teraz sobie myślisz, że jestem zazdrosnym sukinsynem, który uważa swoją przyjaciółkę za swoją własność. I ten...Przecież nie mogę zabronić ci spotykać się z kimś i być szczęśli..
- Że co?- tym razem to ja mu przerwałam i aż usiadłam na łóżko.
- No nie mogę i nawet nie chcę zabraniać ci się z kimś spotykać.- zamurowało mnie w tej chwili.
- Chester, przecież ja z nikim się nie spotykam...Powiedziałabym ci przecież.- powiedziałam zrezygnowana.
- No, ale przecież Dawidowi powiedziałaś, że go kochasz.- powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem i przywaliłam sobie facepalma.- Z czego się śmiejesz?- rzekł smutno.
- Oj Chazzy, Chazzy...Powiedziałam tak w podziękowaniach. To nic nie znaczyło. Poza tym Dawid ma dziewczynę także wiesz.- wyjaśniłam dalej się śmiejąc. Usłyszałam jak on zaczyna się śmiać i przywala sobie facepalma.
- O Boże...hahahahah! Wyszedłem na kompletnego debila. Przepraszam Mart.- zaczęliśmy się oboje śmiać.- To mówisz, że rapera już masz?- zmienił temat.
- Ta. Teraz jeszcze tylko muszę do kogoś przedzwonić, bo brakuje mi kogoś do basu.
- A gitara prowadząca?
- Tym zajmę się sama.- wyszczerzyłam się.
- Grasz na gitarze?- zdziwił się.
- No. Już od ponad dwóch lat. Ty to masz zapłon...Normalnie jak ruski traktor.- zaśmiałam się.
- No wiesz Ty co...-powiedział udając obrażonego.- Gdybym tam był koło ciebie to już być leżała i prosiła o to abym przestał cię łaskotać także się ciesz, że mnie tam nie ma.- powiedział.
- Szczerze? Nawet nie wiesz jak mi tego brakuje. Tych naszych odpałów, żartów, kłótni, przegadanych nocy.- rozmarzyłam się.
- Gdybym nie musiał siedzieć całymi dniami w studio, poświęcałbym ci więcej czasu. Ale nie bądź smutna. Dobrze wiesz, że nienawidzę kiedy się smucisz. Obiecuję ci, że postaram się jak najszybciej stąd wyrwać.
- Ale twoja praca...
- Cicho tam. Urlop każdemu się przyda.- byłam pewna, że w tym momencie się uśmiechnął. Wpadłam na pewien pomysł. A gdyby tak pogadać przez Skype? W końcu bym go zobaczyła.- Tak w ogóle to włącz laptopa albo tableta, włącz Skype i właź do łóżka, bo jak się dobrze orientuję to u Ciebie już jest późno.- No masz! Czyta mi w myślach!
- Chester...
- Hm?
- Czytasz mi w myślach, man.- zaczęłam się śmiać.- Właśnie myślałam o tym żeby wejść na Skype.
- No to wchodź.- zaśmiał się.
- Czekaj tylko jeszcze się umyć pójdę i wracam. Czekaj na mnie.
- Oki.- powiedział, a ja rozłączyłam się. Wyciągnęłam z szafki piżamę i pognałam do łazienki. Po prysznicu ubrałam się w piżamę, uczesałam włosy i poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam do ręki tablet i położyłam się na łóżku po czym włączyłam Skype. Chester był dostępny, także "zadzwoniłam" do niego. Odebrał od razu. Jak ja dawno go nie widziałam. Wpatrywał się we mnie tymi przepięknymi oczami o kolorze ciemnej czekolady. Uśmiechał się lekko co niesamowicie dodawało mu uroku. Podobnie jak ja, leżał na łóżku co dawało pewne złudzenie, że leżymy obok siebie. Miałam ochotę się rozpłakać i ryczeć jak bóbr do końca mojego jakże zjebanego życia. Tak bardzo chciałam go przytulić, poczuć jego perfumy, usłyszeć bicie serca. Zamiast tego, moje serce rozpadło się na tysiące kawałeczków, które tylko ta jedna osoba mogła pozbierać i skleić tak, aby wszystko tworzyło spójną i solidną całość, której już nikt nie rozbije. W oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili spływały po moim policzku i moczyły lekko poduszkę, na której leżała moja głowa.
- Proszę...nie płacz.- próbował powiedzieć, ale głos mu się załamywał.- Dobrze wiesz, że tego nie lubię. Nie chcę żebyś przeze mnie płakała.- w jego oczach również zebrały się łzy, które już za raz znalazły się na jego poduszce. Nie wytrzymałam. Zaczęłam głośno płakać. Tak bardzo mi go brakowało. Był dla mnie najważniejszy na świecie. Jedyną bliską mi osobą. Po tym jak moi rodzice i siostra zginęli w katastrofie lotniczej nie miałam nikogo. Wtedy pojawił się On. Był przy mnie zawsze kiedy go potrzebowałam. Pocieszał mnie kiedy byłam smutna. Rozmawiał ze mną do późnej nocy, a czasami nawet do rana.  Po prostu przy mnie był. Nigdy nie odmówił mi rozmowy. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, którego pokochałam. Po kilku minutach jakoś się opanowałam i otarłam łzy.
- Przepraszam.- Powiedziałam cicho.
- To ja przepraszam. Powinienem już dawno do ciebie przyjechać.
- Przestań, to nie twoja wina. Po prostu cholernie mi ciebie brakuje.- Odpowiedziałam i popatrzyłam mu w oczy. Był taki smutny...
- Mi ciebie też Martuś.- Powiedział, a ja zaśmiałam się cicho.
- Martuś to zdrobnienie od Marty.
- Oj tam, cicho. Dla mnie możesz być nawet Hermenegildą Kunegundą Pierwszą, a i tak będę cię kochał.- wyznał, a ja popatrzyłam się na niego zdziwiona.- To znaczy jak ten...no...przyjaciółkę.- zrobiło mi się przykro. Kolejny raz. A miałam przecież o tym nie myśleć.
- Tak, rozumiem.- uśmiechnęłam się lekko, a on to odwzajemnił. Wyglądał naprawdę uroczo kiedy się uśmiechał.- Miałeś kiedyś taką straszną chęć przytulić się do jakiegoś urządzenia? Bo ja aktualnie tak mam z moim tabletem.
- Po co mi to? Przecież leżę koło ciebie. Obejmuję cię ramionami, a ty wtulasz się we mnie, więc w czym problem?- Powiedział, a ja wyobraziłam sobie to wszystko. Jego zapach, bicie serca, silne ramiona obejmujące mnie. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Czułam jakby on naprawdę był obok mnie. Po chwili do moich uszu dotarł jego piękny głos.

When you feel you're alone
Cut of from this cruel world
Your instincs telling you to run
Listen to your heart
Those angel voices...

 Śpiewał  "The Messenger" tylko dla mnie. Nagle zrobiłam się niezwykle śpiąca. Powiedziałam tylko krótkie "Dziękuję", uśmiechnęłam się i zasnęłam.

Oczami Chestera.

Leżałem na łóżku koło mojego laptopa i wpatrywałem się w śpiącą Martynę. Była taka słodka. Strasznie mi przykro, że przeze mnie płacze. Gdybym tylko mógł ją odwiedzić...Nagle nad moją  głową zapaliła się niewidzialna żaróweczka. Wyłączyłem urządzenie i pognałem do telefonu. Wybrałem numer Mike'a. Odebrał dosyć szybko.
- Tak?- Odezwał się mój przyjaciel.
- No cześć. Słuchaj Mike, mam taką jedną sprawę.- Powiedziałem szybko, lecz po chwili już wolniej powiedziałem- Chodzi o Martynę...

Oczami Mart.

Następnego dnia w szkole ogarniałam ludzi, którzy mogliby mi pomóc w organizacji tego całego "mini koncertu". Dawid, z którym umówiłam się już wcześniej miał być od rapu i śpiewu partii Shinody. Jasiek miał zagrać na perkusji, Natalia na basie, Marek miał się zająć elektroniką, a ja gitarą prowadzącą i wokalem. Po całej szkole porozwieszaliśmy ogłoszenia, które mówiły:

" Chcesz posłuchać dobrej muzyki?
 Wpadnij do nas, a na pewno nie pożałujesz!
 Mini koncert rockowy w środę na drugiej i trzeciej godzinie lekcyjnej na szkolnej sali gimnastycznej.
Zaprasza zespół"

Nie wiem po co te ogłoszenia skoro i tak cała szkoła musiała przyjść na ten występ, bo odbywał się w czasie lekcji, ale coś czuję, że i tak woleliby posiedzieć i posłuchać mojego darcia ryja niż jakby musieli siedzieć na lekcjach. Po lekcjach umówiliśmy się naszą piątką na próbę w moim garażu. Tak. Moim. Mieszkam sama. Rodzice zostawili mi dom zanim odeszli. Na próbie nie mogłam się skupić na tekstach. Ciągle myślałam o Chesterze.
- Mart, musisz się ogarnąć. Skup się i spróbuj zaśpiewać to jak najlepiej.- Powiedział Dawid po tym jak po raz kolejny zwaliłam "Valentine's Day" i mnie przytulił.- Wiem, że coś cię gryzie, tylko nie chcesz mi powiedzieć. Ale spróbuj pomyśleć o  czymś miłym i zaśpiewaj to jak najlepiej, bo wiem, że potrafisz, ok?- Zrobiłam tak jak mi kazał. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Chazza. Stał przede mną i uśmiechał się do mnie, a w jego czekoladowych oczach jaśniały iskierki radości. Poczułam wewnętrzną siłę, która ogarnęła całe  moje ciało i zaraz z moich ust wydobyły się pierwsze słowa piosenki. Zapomniałam o całym świecie. Czułam się tak jakbym śpiewała tą piosenkę tylko i wyłącznie dla niego. Zanim się zorientowałam, piosenka się skończyła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak wszyscy patrzą się na mnie zdziwieni. Najbardziej rozbawiła mnie mina Jaśka. Stał z otwartą buzią, a jego oczy przypominały pięciozłotówki.
- Jasiek, włącz zwijarkę, bo ci szczęka do podłogi zwisa.- Zaśmiałam się, ale on ani drgnął.- No co?- Zapytałam zdziwiona. Pierwszy odezwał się Dawid.
- To.Było...
- Zajebiste.- Powiedzieli wszyscy jednocześnie.
- Ale co?- Zapytałam jeszcze bardziej zdziwiona.
- No to. Ta piosenka.- Powiedział Marek.- Masz przepiękny głos.- Pochwalił mnie, a ja spłonęłam rumieńcem.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam cicho i spuściłam głowę w dół. Po chwili podszedł do mnie Dawid i mnie przytulił.
- Widzisz? Wiedziałem, że ci się uda. Nie wiem o czym ty sobie pomyślałaś, ale jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem.- Powiedział cicho po czym oderwał się ode mnie i zwrócił się do reszty.- No dobra! Zbieramy się. Na dzisiaj koniec. Mam nadzieję, że jutro wyjdzie tak samo, a może i lepiej.
- Oki!- Wszyscy do mnie podeszli i pożegnali.
- Martuś, byłaś niesamowita.- Powiedziała Natalia, a ja wybuchłam śmiechem. Tak, przypomniał mi się Chester i Hermenegilda Kunegunda Pierwsza.- No co?- Zapytała zdziwiona.
- Martuś do zdrobnienie od Marty.- Wyjaśniłam.- No masakra. Najpierw Chester, teraz Ty.- Śmiałam się dalej, ale po chwili zorientowałam się co powiedziałam i momentalnie ucichłam widząc podejrzliwe spojrzenia moich znajomych.
- Jaki Chester?- Zapytali wszyscy.
- No, no...Czyżby nasza Martynka miała jakiegoś przystojnego pana na boku i nic nam o tym nie powiedziała?- Powiedział Marek i "zatańczył" brwiami.
-Yyy...Chester to mój kolega ze Stanów. Poznałam Go kiedyś tam jak byłam w Nowym Jorku. Dawno z nim nie rozmawiałam, a wczoraj gadaliśmy i on też nazwał mnie Martuś. Dlatego zaczęłam się śmiać.- Wyjaśniłam szybko.
- Wokalista Linkin Park też ma na imię Chester.-Wypalił Jasiek.- Przypadek? NIE SONDZE.- Wszyscy wybuchliśmy śmiechem po czym moi znajomi rozeszli się do swoich domów. Uff..Było blisko. Aj, bo głupia się zaczęłam śmiać.
Dzisiaj nie rozmawiałam z Chazzem. Próbowałam zasnąć, ale na marne. Leżałam w łóżku i nawet zaczęłam liczyć owce. Tak wiem, głupia jestem. xD Postanowiłam posłuchać muzyki. Do uszu wsadziłam słuchawki i już po chwili usłyszałam pierwsze takty  " Leave Out All The Rest". Taaak...to piękna piosenka. Po około piętnastu minutach zasnęłam.
Rano obudził mnie mój budzik. Jedyne co mnie powstrzymuje przed rozpierniczeniem go rano to fakt, że to mój telefon. Powaga. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Nagle otworzyłam przerażona oczy. Uświadomiłam sobie, że już dzisiaj jest występ. Zeskoczyłam szybko z łóżka i pognałam do łazienki, aby się trochę ogarnąć. Po wszystkim złapałam za mój telefon, torbę oraz gitarę i zbiegłam po schodach do kuchni. Złapałam szybko za kanapkę, którą specjalnie przygotowałam dzień wcześniej wieczorem. Zjadłam trochę, napiłam się soku i podbiegłam do drzwi, gdzie obok stały moje buty. Założyłam je szybko i wybiegłam z domu wcześniej zamykając drzwi na klucz i ruszyłam szybkim krokiem do szkoły. Ja, Dawid, Marek, Jasiek i Natalia byliśmy zwolnieni z lekcji toteż mogliśmy wszystko ogarnąć już rano. Uwinęliśmy się z całym sprzętem już na pierwszej lekcji. Siedziałam właśnie na krześle i stroiłam moją gitarę kiedy  nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy.
- Mike?- Zapytałam.
- Tak mnie zwą.- Zaśmiał się.
- Coś się stało?
- Nie, nie! Ja tylko chciałem się zapytać co robisz.- Ojjj...Shinoda cuś kręci.
- Przygotowuję się do występu.- Odpowiedziałam.
- A no tak...Chester coś tam mówił, że grasz jakiś mini koncert w szkole.
- Tsa...
- Słuchaj...a kiedy masz ten występ, bo nie chcę przeszkadzać czy coś...
- Za piętnaście minut będzie dzwonek na przerwę. Potem 5 minut przerwy i dzwonek na lekcję. Jakieś dwadzieścia minut po dzwonku na lekcje mamy zamiar zacząć pierwszą piosenkę, ale nie wiem jeszcze dokładnie.
- Tak szybko?!- Prawie wydarł mi się do słuchawki.
- Kurwa mać, Mike ty debilu! Jedź szybciej, bo nie zdążymy przez ciebie. Kto to do kurwy pały widział żeby na autostradzie jechać 50 na godzinę! I tak przez ciebie się spóźnimy, bo zaspałeś. W dodatku wypieprzyłeś się na schodach i potem jęczałeś, że cię dupa boli, a później złapała nas policja, bo jechałeś nie tą stroną drogi co trzeba! Jak się spóźnimy na to spotkanie to ci łeb ukręcę przy samej dupie i powieszę cię za jaja na wiatraku pod sufitem i włączę na pełną moc!  - Usłyszałam jak Chester drze się na przyjaciela i przypiernicza sobie dłonią w czoło. Zaczęłam się śmiać.
- Jedziesz na autostradzie 50 na godzinę? No ładnie hahahahah!- Śmiałam się.- W ogóle to od kiedy w Stanach jest ruch prawostronny?
- No właśnie też się zastanawiam!- Powiedział Chazz.
- Cześć Chester.-przywitałam się.
- Joł.- Zaśmiał się.
- Dobra, cicho.- Powiedział Mike.- Ja już muszę kończyć, bo on mi się tu do pedałów dobiera.- Wybuchłam tak głośnym śmiechem, że aż Dawid, który był na drugim końcu sali się na mnie dziwnie spojrzał.
- Bez skojarzeń Mart!- Krzyknął Chester.
- Taak, taaak, jasne. Ahhahahah!
- Dobra, ja serio kończę. Nie przeszkadzam już. Pa Mart!- Powiedział Mike i się rozłączył. Schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam się cicho śmiać. Co oni znowu wymyślili?

Oczami Chestera.

- Proponuję jeszcze wolniej.- Powiedziałem zrezygnowany i przywaliłem sobie po raz setny dłonią w czoło.- Czy ty naprawdę chcesz żebyśmy się spóźnili?
- Czy ty naprawdę chcesz żeby nas znowu policja złapała?
- No już nawet nie mówię przez kogo nas wcześniej złapali. Musiałeś dmuchać w alkomat, bo pomyśleli, że pijany jesteś! Dobrze, że wczoraj nic nie piliśmy. Już widzę te nagłówki gazet. "Michael Shinoda, członek znanego na całym świecie zespołu Linkin Park, pijany jechał nie tą stroną drogi co trzeba. A wraz z nim w samochodzie jechał Chester Bennington- załamany głupotą przyjaciela wokalista wcześniej wymienionego zespołu." No poezja normalnie.- Zacząłem się śmiać.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Zapomniałem, że tutaj jest ruch prawostronny.
- No przecież ci mówiłem wcześniej, że tutaj jest prawostronny. Mike, załamujesz mnie.- Zaśmiałem się. Nastała cisza. Popatrzyłem się na mojego przyjaciela i nagle wpadłem na genialny pomysł. Poderwałem się z miejsca i błyskawicznie przejąłem kierownicę siadając mu wcześniej na nogach.
- Chester, ty idioto. Złaź ze mnie!- Krzyknął.
- Morda kapciu.- Odpowiedziałem tylko i przycisnąłem pedał gazu. Tak, to musiało wyglądać komicznie. Kierowałem samochód siedząc na kolanach Mike'a. W dodatku musiałem się nieźle schylać żeby nie uderzyć głową o dach samochodu. A no tak. Zapomniałem dodać, że jechaliśmy uwaga, uwaga.. Fiatem 126p! Złom, że masakra, ale nie było czasu szukać lepszego po salonach.
 Żałujcie, że nie widzieliście min ludzi, którzy jechali z naprzeciwka. Jeden gość zakrztusił się jakimś napojem, a jakaś dziewczyna tak się zaczęła śmiać, że aż musiała zjechać na pobocze. Oczywiście nie obyło się bez dziennikarzy. Pomyślałem, że muszę kupić jutro jakąś gazetę. Pośmieję się przynajmniej.

Oczami Mart.

Koncert się zaczął. Wykonywaliśmy właśnie "And One". Wszyscy widzowie byli pod wrażeniem i bawili się razem z nami. Dawaliśmy z siebie wszystko. Kilkoro uczniów z młodszych klas śpiewało razem z nami z trybun. Znają się na muzyce haha. Po skończonej piosence zarządziliśmy krótką przerwę. Zdjęłam gitarę i postawiłam ją na stojaku po czym sięgnęłam po wodę aby się napić. Stałam przodem do widowni także nie wiedziałam o co im chodzi kiedy zdziwieni i z oczami jak pięciozłotówki zaczęli patrzeć się w stronę wyjścia. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie. Tak się wystraszyłam, że prawie się tą głupią wodą oplułam. Odwróciłam się szybko i mało zawału nie dostałam. Przede mną stał Mike! Mike Shinoda! Rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
- O Boże Mike!- Krzyknęłam.- Co ty tu robisz?!- Zapytałam zdziwiona, a on popatrzył się na mnie z uśmiechem na ustach.
- Jego się zapytaj.- Wskazał ręką w stronę wyjścia. Momentalnie łzy naszły mi do oczu. W drzwiach stał ON. Chester!  Zaczęłam biec w jego stronę i już za chwilę skoczyłam na niego i oplotłam jego biodra moimi nogami. Ludzie na trybunach pewnie myśleli, że zachowuję się tak, ponieważ spotkałam swoich idoli. Haha. Takiego wała.
Zaczęłam płakać jak głupia. On tu jest. Przy mnie. Przytula mnie i szepcze do ucha jak bardzo mu mnie brakowało. Zeskoczyłam z niego, ale nie oderwałam się od niego. Dalej staliśmy przytuleni.
- Chester...tak bardzo mi ciebie brakowało.- Powiedziałam przez łzy i popatrzyłam mu w oczy. Był taki szczęśliwy. Znowu mogłam patrzeć się na jego uśmiech, oczy, tatuaże, wdychać jego perfumy, przytulić się do niego. To było takie magiczne.
 Otarł mi łzy z policzków i przyłożył swoje czoło do mojego dalej wpatrując mi się głęboko w oczy.
- Mi ciebie też Mart. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Uśmiechnął się. Oderwałam się od niego i dopiero teraz zwróciłam uwagę jak był ubrany. Miał na sobie białą, luźną koszulkę bez rękawów  z jakimś nadrukiem i  jasne jeansy. Na nogach miał jakieś ciemne trampki. Uśmiechnęłam się do niego, przywołałam jego i Mike'a do siebie ruchem ręki, wzięłam do ręki mikrofon i zwróciłam się do publiczności.
- Nauczyciele i Nauczycielki, Uczniowie i Uczennice...Chester Bennington i Mike Shinoda z Linkin Park!- Krzyknęłam po polsku i objęłam chłopaków. Wszyscy zaczęli klaskać i się wydzierać.- Skoro już tu są to trzeba ich trochę wykorzystać, co nie?- Zaśmiałam się.- Do roboty chłopaki!- Rzuciłam do nich. Chester poszedł po drugi mikrofon, a Mike wziął moją gitarę.
- Znasz słowa?- Zapytałam Chazza, a ten pokiwał twierdząco głową.- Ok. To zaczynamy.- Powiedziałam i zaraz słuchacze mogli podziwiać nas w akcji. Graliśmy teraz "Pain" Three Days Grace.
- PAIN!-Wydarłam się.
- Without love.- Zaśpiewał Chazz.
- Pain!
- I can't get enough.- Kolejna partia Chestera. Zrobiliśmy tak, że ja śpiewałam pierwszą zwrotkę, refren razem, a drugą zwrotkę on. Wychodziło perfekcyjnie toteż zrobiliśmy tak też z resztą piosenek. Z piosenkami Linkinów wychodziło jeszcze lepiej. Partie Chestera śpiewałam razem z nim, a partie Shinody, Mike wykonywał razem z Dawidem. W końcu doszliśmy do Forgotten. Tak...to już końcówka dlatego postanowiliśmy dać z siebie naprawdę wszystko. Po skończonym numerze byliśmy strasznie zmęczeni, ale postanowiłam zrobić Chesterowi niespodziankę.
- Nie mieliśmy tego w planach, ale skoro już tu jesteś.- Powiedziałam przez mikrofon do niego.- To mam dla ciebie niespodziankę.- Uśmiechnęłam się do niego i poszłam obgadać mój plan z zespołem. Po chwili w głośnikach rozbrzmiało "Black Heart" Stone Temple Pilots. Chester zrobił na mnie wielkie oczy i zaczął się śmiać. Wziął do ręki mikrofon, ale nie zaczął śpiewać. Pierwsza zwrotka należała do mnie. On stał w miejscu, a ja śpiewałam i chodziłam wokół niego patrząc prosto w jego oczy. Refren zaśpiewaliśmy tradycyjnie razem. Objął mnie jednym ramieniem zwracając nas do publiczności. Później on zaśpiewał drugą zwrotkę. Tym razem to ja stałam w miejscu, uśmiechałam się i wykonywałam chórki, a Chester chodził wokół mnie. Wyglądało to trochę jak w jakimś filmie, no ale dobra. Później znowu refren, chórki i solówka, której nie zapomnę do końca życia. Złapaliśmy się z Chesterem pod ramię i zaczęliśmy tańczyć w kółko...No tak jak w "Polce" się tańczy. XD Musiało to wyglądać naprawdę komicznie zwracając uwagę na to jakie zacięte miny mieliśmy i jak machaliśmy wolnymi rękoma. Po pewnym czasie zmieniliśmy stronę i "tańczyliśmy"  teraz w prawo. Później zaczęliśmy się z tego śmiać, ale nie na długo, ponieważ musieliśmy zaśpiewać kolejny refren. Następnie kolejne chórki i już miał nastąpić koniec piosenki kiedy Chester odsunął się ode mnie, złapał za rękę, zakręcił mnie wokół mojej osi i przyciągnął mnie do siebie po czym czule pocałował w usta. Tak. Pocałował mnie. Byłam w szoku. Czyli jednak...mnie kocha? To był jeden z najlepszy pocałunków w moim życiu. Liczyłam się tylko ja i on. Kiedy się od niego oderwałam popatrzyłam mu głęboko w oczy. Nagle oboje oprzytomnieliśmy, ponieważ zauważyliśmy jak cała widownia biegnie w naszą stronę. Byliśmy tym przerażeni. Złapałam za moją torbę i gitarę, którą wcześniej odłączył Mike i skoczyłam Chesterowi "na barana" po czym wszyscy wyszliśmy ze szkoły. Kiedy byliśmy już na parkingu, zeskoczyłam Chazzowi z pleców.
- To było epickie.- Zaczęliśmy się śmiać. Po kilku minutach dołączył do nas Mike, Dawid, Marek, Jasiek i Natalia.
- No, no gołąbeczki.- Zaczął Dawid.- Cóż to za pokaz był?- Zaśmiał się.
- Ja nic nie wiem. Ich pytaj.- Wskazałam na Mike'a i Chestera.
- Oj tam, cicho. Taka niespodzianka dla ciebie.- Powiedział Mike, a ja zaczęłam się śmiać.- Z czego cy się znowu chichrasz, co?
- Z Ciebie.- Wydusiłam przez śmiech, ale zaraz się ogarnęłam.- Kurczę, nie przedstawiłam was sobie. Chester, Mike-Zwróciłam się do chłopaków.- To Dawid, Jasiek, Marek i Natalia.
- Siema.- Powiedzieli wszyscy razem. Zareagowali dosyć...spokojnie.
- To my się już będziemy zbierać.- Powiedział Jasiek.
- Już?- Zapytałam.
- No tak...Nauczyciele będą pytać.
- Ach...no ok.
- To pa.- Powiedzieli i poszli.
- Pa!- Odpowiedziałam. Zostaliśmy sami we trójkę.- Chazz?
- Hm?- Złapał mnie za ręce i popatrzył głęboko w oczy.
- Czy to...to na sali było...szczere?- Zapytałam, a on się tylko uśmiechnął.
- No pewnie.- Powiedział po czym pocałował mnie jeszcze raz.- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Całym serduszkiem.- Uśmiechnęłam się, a on mnie do siebie przytulił.- No! To gdzie wasza wypasiona maszyna, którą przyjechaliście z lotniska?- Zapytałam kiedy na parkingu ujrzałam tylko jakiegoś Mercedesa i Malucha. Oni chyba nie...?
- Eghem...No bo ten...Nie było czasu szukać samochodu po jakichś wypasionych salonach, więc...Zapraszamy do tej oto limuzyny.- Pokazał na Malucha, a ja wybuchłam śmiechem i po chwili leżałam z tego śmiechu na ziemi. Dosłownie.
- A-ale j-j-jak t-to?!- Zapytałam przez śmiech. Ja już nawet płakałam.
- No normalnie.- Już nawet Shinoda zaczął się śmiać. Po jakichś 15 minutach się uspokoiłam.
- To może dajcie mi swoje rzeczy, a ja zaniosę je do siebie.- Zaproponowałam, a oni się zgodzili. Dali mi wszystkie swoje torby, ale było ich dosyć dużo.- No ja nic nie mówię, ale sama nie dam rady ich wszystkich zanieść. Po co wam w ogóle tyle rzeczy?- Pokazałam na kilka walizek.
- Ubrania.-wyjaśnił Mike.
- Aż tyle?!- zdziwiłam się.
- Mart, błagam cię...On nawet kurtkę zimową wziął.-zaczął się śmiać Chester.
- Kurtkę zimową. W lato. Brawo Shinoda.- zaczęłam mu bić brawo.- Jesteśmy w Polsce, a nie na Syberii. Kraje ci się pomyliły. Ciepłe majciochy też wziąłeś?- zaśmiałam się.
- Nie zdziwiłbym się gdyby ze sobą przenośny grzejnik wziął.- wtrącił się Chazz.
- Nie musiałem. ty robiłeś za doskonały kalory...
- Morda kapciu.- warknął Chester.
- No wiesz... Jak możesz?- powiedział udawanie obrażony Shinoda.- Najpierw pozwalasz, a później...
- O co wam chodzi?- zapytałam zdezorientowana.- Czy ja o czymś nie wiem?- uniosłam do góry jedną brew.
- Ugh...Złapała nas burza kiedy lecieliśmy samolotem. Ja właśnie spałem, a ten debil zaczął się drzeć i panikować, że się rozbijemy. Byłem tak zaspany, że dałem mu swoją rękę żeby sobie potrzymał to może się uspokoi i dalej poszedłem spać. Po kilku godzinach się obudziłem i zobaczyłem, że ten idiota siedzi we mnie wtulony. Nawet nie wiesz jak szybko i z jakim hukiem zleciał na podłogę.-wyjaśnił Chez.
- No wiesz Mike...-zaczęłam.- Anna może sobie pomyśleć różne rzeczy jak ty coś takiego odstawiasz. Jeszcze sobie pomyśli, że zmieniłeś orientację.
- Weź nawet tak nie mów.-powiedział szybko Mike.- Dla niego?- wskazał na Chestera.- W życiu! Poza tym...Wszyscy Linkini wiedzą, że się boję burzy, a tylko on się ze mnie wyśmiewa.-dokończył z udawanym smutkiem na co Bennington zareagował rechotem.
- Bo ktoś tu chyba zapomniał jak spieprzał na kilometr od małego pająka...-powiedziałam złośliwym głosem i odwróciłam głowę w stronę Cheza.
- Małego?! -wtrącił się Chazz.- To był pieprzony ptasznik!
- Tak..ptasznik. Na pewno. Od kiedy u mnie w domu hoduje się ptaszniki...-zaczęłam się śmiać.
- No, ale on miał taki krzyżyk na dupie!
- Bo to był Krzyżak.-wyjaśniłam.
- Sama od niego uciekałaś!- próbował się bronić.
- Tak, ale po pierwsze jestem kobietą, a po drugie to nie wskakiwałam z buciorami na stół jak NIEKTÓRZY tylko na krzesło.- zaczęliśmy się "kłócić", a Mike tylko się z nas śmiał.
- Stary, wskoczyłeś na stół, bo się przestraszyłeś pająka?- zapytał.
- A weź przestań, cały stół mi upierdzielił.- machnęłam ręką i się zaśmiałam.
- Wypraszam sobie! Posprzątałem przecież!
- Bo na ciebie nawrzeszczałam i dałam ścierę do ręki.-pokazałam mu język, a on zrobił minę w stylu "zaraz cię dorwę" i zaczął się do mnie zbliżać z zawziętą miną. Ja tylko rzuciłam w niego walizką, którą na szczęście złapał.- Chodź, idziemy to zanieść do mnie, bo sama nie dam rady.-powiedziałam po czym zwróciłam się do Shinody.- Mike, załatwisz jakieś lepsze auto co nie?
- Ta.-odpowiedział.

Weszliśmy do mojego domu po czym skierowaliśmy się schodami na górę, ponieważ tam znajdował się mój pokój oraz dwa "zapasowe", które należały kiedyś do moich rodziców i siostry.
- Wybierz sobie któryś pokój, a ja zaniosę swoje rzeczy do siebie.-powiedziałam i weszłam do swojego królestwa. Odstawiłam gitarę na stojak, a torbę rzuciłam na łóżko. Podeszłam do okna. Pogoda była taka piękna...A może tak tylko mi się wydawało? Może to wszystko, cały ten dzień to jakiś mój chory wymysł i tak naprawdę pogoda jest paskudna, nie byłam w ogóle w szkole, a Mike i Chazz wcale do mnie nie przyjechali? A co jeżeli Chester wcale nie powiedział, że mnie kocha? Jeśli ja sobie to wszystko wymyśliłam? Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Poczułam Jego oddech na szyi. Odwróciłam się do niego przodem i tak po prostu wtuliłam się w niego. Wsłuchiwałam się w bicie jego serca.
- Słyszysz?- zapytał cicho, a ja pokiwałam twierdząco głową.-Ono bije tylko i wyłącznie dla ciebie. Od bardzo dawna.-to były najlepsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam. To właśnie wtedy pojęłam, że kiedy mówił o pewnej dziewczynie, w której się zakochał, tak naprawdę mówił o mnie. A mówił wiele pięknych rzeczy. Dopiero wtedy zrozumiałam, że on tak naprawdę już dawno chciał mi powiedzieć co czuje, ale bał się, że go odrzucę, bo przecież w swoim życiu był już tak licznie odtrącany, że nawet nie było sensu liczyć. To dlatego nigdy mi nie chciał powiedzieć jak owa dziewczyna ma na imię. Nie chciał żebym się dowiedziała o jego uczuciach. Ze szczęścia chciało mi się płakać i zarazem skakać po całym pokoju. Czy coś jest ze mną nie tak?
- Chester to...najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam. Dziękuję.-powiedziałam przez łzy.
- Nie dziękuj mi za to. To szczera prawda. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.-wyjaśnił po czym przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował. Ta chwila była naprawdę magiczna. Liczyliśmy się tylko my i nikt więcej. Nie wiem ile to trwało. Sekundę, minutę? A może godzinę? Nie wiem. Przez to wszystko straciłam poczucie czasu. Nagle usłyszeliśmy dość głośne chrząknięcie.
- Shinoda, spierdalaj.-powiedział Chester po czym odwrócił się do niego zaczął się śmiać kiedy zobaczył minę Mike'a. Wyglądał jakby zaraz miał płakać.-Oj żartowałem przecież.
- Ale to jest takie...takie piękne.-rozmarzył się wzruszony Spike, a ja z Chazzem wybałuszyliśmy na niego oczy.-No co?- zapytał.-Pasujecie do siebie.-uśmiechnął się pokazując rządek białych zębów.
- Załatwiłeś samochód?- zapytał Chez.
- Ta.-odpowiedział. Nagle jakby się ożywił.-Ej wiecie co? Głodny jestem.-poklepał się po brzuchu.
- A ten jak zwykle tylko o jedzeniu.-powiedział cicho Chester.
- E! Wypraszam sobie. Od tego jest Joe, ale jego tutaj aktualnie nie ma, więc ktoś go musi zastąpić, co nie?- wyszczerzył się.
Postanowiliśmy zrobić sobie jakiś obiad. Przygotowałam coś na szybko i już po chwili zajadaliśmy przy stole oglądając telewizję. Zaczęli nadawać jakieś wiadomości. Chciałam przełączyć, ale Chester mnie powstrzymał.
- Poczekaj chwilkę, chce coś zobaczyć.-wyjaśnił.
- Przecież Ty polskiego nie znasz to co ty tu chcesz oglądać.
- Umiem polski, cicho bądź.-powiedział po czym zabrał mi pilota. Wbiłam w niego swoje mordercze spojrzenie. Na ekranie telewizora pojawił się jakiś starszy, szczerbaty pan.

"- No nomanie jak Boga kocham widziałem jak ci dwaj moim polskim Fiatem 126p odjeżdżali!- mówł zdenerwowany.
- Może nam pan opisać tych dwóch mężczyzn?- zapytał dziennikarz.
- A no pewnie! Jeden był taki trochę łysy, znaczy się irokeza takiego małego miał i tatuaże o tutej na rękach takie zajebiste miał mówię przecie. A ten drugi to jak jakiś z Japonii czy skądś
tam wyglądał. Takie skośne oczy miał i brodę taką nawet."- wyjaśniał, a ja spojrzałam się na chłopaków wielkimi oczami. Oni chyba nie...?
" Wie pan jak się nazywali?
- A no pewka, że wiem. Jo wszystko kurde wiem! Ten z tatuażami to się nazywa ten..no...a nie pamiętam! Ale oni są z takiego zespołu. Disco w Parku, czy coś takiego."- powiedział, a ja i chłopacy zakrztusiliśmy się jedzeniem. Pacz, jednak zrozumieli o co chodzi. Zdolne bestie.
"- I mówi pan, że coś panu zostawili?- dopytywał się dziennikarz.
- A no zostawili! Dwie podpisane płyty i czysta dolarów amerykańskich!
- Może nam pan pokazać te płyty?
- A no jasne przecie!"- powiedział i pokazał dwie płyty. To była "Hybrid Theory" i "A Thousand Suns". Teraz już wszystko było jasne. Mike i Chazz ukradli Malucha temu staruszkowi, a za zapłatę zostawili dwie płyty i 300 dolców...Zaraz, co? 300 dolców?! Popieprzyło ich?
"- Dobrze, dziękujemy.- powiedział dziennikarz po czym odwrócił się przodem do kamery.- Co to za wybryki? Czy jadący polskim Fiatem 126p dzisiaj rano dwaj wokaliści sławnego na całym świecie zespołu Linkin Park mają z tym coś wspólnego?"- zapytał podejrzliwie po czym na ekranie pojawiła się fotografia, na której widać chłopaków jadących samochodem, a później Chestera z zawziętą miną prowadzącego samochód. W dodatku się schylał, ponieważ Maluch to przecież niski samochód. Po chwili fotografia zniknęła i znowu pojawił się ten starszy pan.
"- Ja bardzo dziękuję, naprawdę za te płyty i pieniądze, ale mam sentyment do tego samochodu także ten...bardzo prosiłbym panów o zwrot. Jeśli będzie trzeba to zwrócę pieniądze. Pozdrawiam serdecznie."- dokończył, a wraz z jego wypowiedzią skończyły się wiadomości. Nastała cisza. Robiłam wszystko żeby się nie roześmiać, ale to nic nie dawało. Kilka chwil później leżałam na podłodze i śmiałam się w niebo głosy. Ta zawzięta mina Chestera powaliła mnie na łopatki. No masakra. xD
Po kilku minutach się uspokoiłam i usiadłam spokojnie na kanapie.
- Chyba będziemy musieli oddać tego Malucha.-powiedział Chez przez śmiech.
- Chyba tak.-odpowiedział Mike i zaczął się chichrać.- Fajną minę miałeś.
- No wiem. Bo to ja.-Chester wypiął pierś do przodu, ale sam zaczął się śmiać.
Po obiedzie pojechaliśmy do tego pana. Mieliśmy adres, ponieważ chłopaki pamiętali skąd wzięli samochód. Staruszek był w niebo wzięty kiedy ujrzał chłopaków. Zapewniał, że w zamian za swój samochód może oddać pieniądze, które dostał od nich, ale chłopcy kategorycznie odmówili. Oddali samochód wcześniej wyjaśniając dlaczego go zabrali.
 Zabawiliśmy u tego miłego pana jakąś godzinę, ponieważ zaprosił nas na kawę. Potem pożegnaliśmy się i wróciliśmy taksówką do mojego domu.
Mike i Chazz zostali u mnie jeszcze dwa dni, ponieważ dzień po tych wydarzeniach miałam zakończenie roku szkolnego. O dziwo zdałam. Sama byłam zdziwiona. Dzień po zakończeniu roku szkolnego mieliśmy jechać do Stanów. Byłam taka szczęśliwa. Miałam ze sobą mojego mężczyznę. Byłam zakochana po uszy. Chester uczynił mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Wróciliśmy wszyscy do Stanów. Wiedziałam, że to tak naprawdę początek mojego życia. I dalej tkwię w tym postanowieniu. W Stanach załapałam się do dobrze płatnej roboty w studio nagraniowym, do którego czasem przychodzili chłopaki coś nagrywać. Dwa lata później jestem już panią Bennington. Mamy trójkę dzieci. Małego Jacka i dwie bliźniaczki: Rose i Amy.  Chester jest kochanym i najlepszym mężem i ojcem na  świecie. Co prawda często nie ma go w domu, ponieważ albo siedzi w studio, albo jest w trasie, ale stara się poświęcać nam jak najwięcej czasu. Co  będzie dalej? Tego nie wiem. Czas pokaże.