- Chester, musimy porozmawiać.-zakomunikowała, gdy
Mike pojechał do swojego domu. Mężczyzna siedział w tym momencie na kanapie i z
wyciągniętymi nogami na stoliku, oglądał telewizję. Usiadła obok niego lecz ten
zdawał się jej nie zauważyć.-Słyszałeś co powiedziałam?
- Hmm?- odezwał się niechętnie.
- Musimy porozmawiać...
- Ok. Rozmawiajmy.
- Chester, to poważna sprawa.-powiedziała wyraźnie
zirytowana.
- To znaczy?- podniósł się leniwie i usiadł
wygodnie, zwracając się tym samym do Liv.
- Nie pamiętasz, co się działo wczoraj w nocy zanim
przyszedł Mike, prawda?- zapytała niepewnie.
- Niee...-zaczął niepewnie.- No nie mów, że my coś
ten tego.-dokończył zrezygnowany.
- Zanim przyszedł Mike, czyli wtedy jak wpadliśmy
cali mokrzy do domu...-zrobiła krótką przerwę i wypuściła ze świstem
powietrze.- Pocałowałeś mnie.- spuściła wzrok, a Chester zakrztusił się własną
śliną.
- Ale wiesz...że...ja...ten...no...że my...- zaczął
się nerwowo jąkać.
- Wyduś to z siebie.- ponagliła go Liv.
- Liv, ja przepraszam. Byłem pijany, nie wiedziałem
co robię.- tłumaczył się.
- Chazz, spokojnie. To było...miłe.- przypomniała
sobie ten moment kiedy ich wargi się złączyły.- Ale...ja chyba do ciebie nic
nie czuję. Teraz pytanie, czy dla ciebie ten pocałunek coś znaczył?- zapytała
spokojnie.
- Skąd mam wiedzieć, skoro byłem pijany.- Opadł
całym ciałem na kanapę lecz po chwili poderwał się do poprzedniej pozycji.- Ale
naprawdę przepraszam.- spojrzał w jej oczy.
- Nic się nie stało.- uśmiechnęła się.- Traktuję
cię jak starszego brata, którego nigdy nie miałam także jest ok. Po prostu
zapomnimy o tym, ok?
- Ja nie mam czego zapominać.- zaśmiał się.- No,
ale ok. Ja traktuję cię jak siostrę, także widzę, że myślimy podobnie.- objął
ją ramieniem i przytulił do siebie.
- Wiesz...jak siostra bratu powiem ci, że wyglądasz
cholernie dobrze w tej fryzurze. Nic
tylko brać.- zaśmiali się oboje.
- A ja jak brat siostrze powiem ci, że wyglądasz
cholernie seksownie w samej bieliźnie i mojej koszulce.- powiedział przez co
Liv zarumieniła się.- Dobra, skończmy już.- zaśmiał się.
Siedzieli
tak jeszcze dobre dwie godziny. Rozmawiali, oglądali jakiś nudny film, śmiali
się ze wszystkiego. Liv czuła się okropnie. Wszystko ją bolało, ciągle
pociągała nosem.
- Wiesz...chyba się przezię..- kichnęła.-...biłam
jak wczora...-kichnęła-...wczoraj wracaliśmy.
- Tym bardziej, że później komuś nie chciało się
założyć ubrań....
- No ja już tutaj palcem pokazywać nie będę kto
leżał w samych gaciach.- zaśmiała się i wstała.- Pójdę się położyć. Jakoś tak
wszystko mnie boli....
- Ok. Ty idź się połóż, a ja ci zagrzeję cudowny
bulion mojej babci, który działa na przeziębienie lepiej niż leki.
- Zabrzmiało jak w jakiejś reklamie.-zaśmiała się.
- Cicho tam. Idź już.- zrobiła co kazał i już po
chwili leżała pod ciepłą kołdrą.
15
minut później do pokoju przyszedł Chester. W dłoni trzymał kubek z parującym
napojem.
- Masz, pij.- podał ostrożnie dziewczynie.- Jak
byłem mały, moja babcia zawsze robiła mi ten bulion, gdy byłem chory. Stawiało
mnie na nogi jeszcze tego samego dnia. Mam nadzieję, że ci pomoże.- powiedział
i usiadł obok niej na łóżku. Liv
podziękowała i dosyć szybko wypiła.
- Ej, ej! Nie tak szybko, bo się poparzysz!- zganił
ją, ale nie posłuchała.
- Pyszny był.
- Przekażę babci.- uśmiechnął się.
- Zi-zimno...- Liv zaczęła zgrzytać zębami. Chester
poderwał się z miejsca.
- Posuń się.- nakazał, a ona wybałuszyła oczy.
- Co ty robisz?- zapytała kiedy ściągnął koszulkę.
Z jednej strony była przerażona jego zachowaniem, ale z drugiej...mogła
podziwiać te wszystkie tatuaże zdobiące jego ciało. Przełknęła nerwowo ślinę. Traktujesz
go jak brata, więc się kurwa uspokój.- zganiła się w myślach.
- Ściągaj koszulkę.- powiedział, a ona jeszcze
bardziej wybałuszyła oczy.- Ufasz mi?- pokiwała niepewnie głową.- No właśnie.
Ściągaj.- nakazał. Zrobiła co kazał. Ściągnęła koszulkę. Zakryła się po same
uszy, a Chester tylko zaśmiał się i już po chwili leżał obok niej pod kołdrą.
- Czuję się co najmniej dziwnie.- wymamrotała.
- Wiem, ja też. Czytałem kiedyś w jakiejś książce,
że jak komuś zimno to najlepiej jest ogrzać tą osobę swoim ciałem.
Najskuteczniej działa kiedy skóra ma ze sobą bezpośredni kontakt, dlatego też
kazałem ci zdjąć koszulkę.
- Nie chcę wiedzieć w jakiej to książce
przeczytałeś...
- Cicho bądź i się przytul, bo robię to żeby ci
cieplej było.- przytuliła się do niego. W pewnym momencie chciała od niego
odskoczyć. Wydawał się jej taki...gorący? W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Ty przypadkiem nie masz gorączki?- zapytała
wtulona w niego.
- Niee...-odpowiedział niepewnie.- a co?
- Bo ciepły strasznie jesteś.
- Taki ze mnie gorący chłopak.- zaśmiał się.
- Zostaniesz moim własnym, przenośnym grzejnikiem?-
zapytała ze śmiechem.
- To oświadczyny?- oboje wybuchli śmiechem. Objął
ją ramieniem i nawet nie zauważyli kiedy zasnęli.
Chester
mówił prawdę kiedy opowiadał o "cudownym bulionie". Liv szybko
stanęła na nogi i następnego dnia była zdrowa jak ryba. Kiedy rano się obudziła
i nie zastała obok siebie Cheza, postanowiła się ogarnąć. Po porannej toalecie
i ogólnym ogarnięciu się, zeszła na dół. Czując zapach jajecznicy weszła do
kuchni. Przy kuchennym blacie stał on. Człowiek, który uratował jej życie,
zapewnił dach nad głową i jeszcze do tego się nią opiekuje. Stał tyłem do niej
toteż jej nie zauważył. W każdym razie ona tak myślała.
- Dzień dobry mała.- powiedział choć dalej się nie
odwrócił.- Jak się spało?- zapytał, a Liv stała z wybałuszonymi oczami. Nie
odpowiadała mu, więc odwrócił się.- A tobie co?- zapytał zdziwiony.- Wyglądasz
jakbyś ducha zobaczyła.
- Skąd ty...wiedziałeś, że tu jestem?- spytała
jeszcze bardziej zdziwiona niż on. W tamtej chwili Chester zdał sobie sprawę,
że nie ma pojęcia skąd to wiedział. Przeczesał ręką włosy i zdawał się nad
czymś myśleć.
- Ty wiesz, że nie mam pojęcia?- wymruczał po
chwili.- Hm, dziwne.- skomentował i zabrał się za nakładanie jedzenia na
talerze. Liv zauważyła, że na stole leżą nie dwa, a trzy talerze.
- Po co ten trzeci talerz?- zapytała, a on spojrzał
się na zegarek.
- Za jakieś...dwie minuty wparuje tu Mike z jakimś
jego tekstem typu "Chesteeeer! Głodny jestem" albo "Dawaj amciu
albo wpierdol"- powiedział, a Liv zaczęła się śmiać.
- Umówiliście się, czy jak?
- Nieee. On tak zawsze przychodzi. O, czekaj...-po
raz kolejny spojrzał na zegarek.- Pięć...cztery...trzy...dwa...jeden...- jego
odliczanie przerwał trzask drzwi wejściowych i wrzask Mike'a.
- Chesteeeer! DAWAJ AMCIU!- wydarł się.
- On tak zawsze?- zapytała Liv, a Chester pokwiał
tylko głową.
- No! Gdzie ta moja puszczalska jest?- wszedł do
kuchni, a Chez i Liv wymienili się zdziwionymi spojrzeniami- Tutaj jesteś
kochana.- powiedział i przytulił Chestera.
- Weź spieprzaj co?- odepchnął go.
- Kochanie, uważaj bo poronisz!- krzyknął Shinoda.
Dziewczyna widząc to całe przedstawienie wybuchła śmiechem natomiast Chazz był
wyraźnie wnerwiony.
- Możesz łaskawie przestać?- oburzył się.
- Oj dobrze już, dobrze.- Mike uniósł dłonie w
geście obronnym i usiadł przy stole.- Powiem ci, że Anna miała z ciebie niezły
ubaw.-nastała chwila ciszy.-To co dzisiaj jemy?- zapytał, a Liv I Chester
przywalili sobie facepalmy.
Zjedli śniadanie w ciszy. Liv musiała przyznać, że
Chester robi wyśmienitą jajecznicę. Sama nie umiała takiej zrobić. Po
skończonym posiłku dziewczyna poszła do swojego pokoju. Postanowiła trochę
posiedzieć przy komputerze. I tak oto zleciały jej około dwie godziny. Znudzona
zeszła na dół do salonu, ale nikogo nie zastała. Zauważyła jedynie kartkę na
stoliku.
Jestem w pracy. Będę około 17:00. Nie chciałem Ci
przeszkadzać dlatego piszę tą wiadomość. Zostawiam Ci trochę kasy na jakiś
obiad. Wybacz, że sam niczego nie zrobiłem, ale nie miałem zbytnio czasu.
Twój popapraniec, Chester. :>
Schowała pieniądze do kieszeni i postanowiła, że
pójdzie rozglądnąć się za jakąś pracą. Ubrała się i wyszła z domu. Skierowała
się w stronę pobliskiej straży pożarnej. Szkołę średnią kończyła w Polsce, a
było to technikum chemiczne, a poza tym kończyła kurs strażacki toteż mogła pracować w straży. Ten zawód
zawsze ją fascynował. Zawsze uważała, że skoro sobie pomóc nie może to dlaczego
nie mogłaby ratować innych? Weszła na teren koszar i skierowała się do biura.
Okazało się, że jest jeszcze wolne miejsce. Mogła zaczynać pracę od zaraz. Jej
nowy przełożony oprowadził ją po całych koszarach, przydzielił wieszak i
ubranie. Po wyjściu ze straży poszła na miasto coś zjeść i zaraz wracała do jej
domu. Nowego domu, w którym mogła czuć się bezpiecznie. W każdym razie taką
miała nadzieję. Po drodze wpadła na Samathę- żonę Chestera.
- Ooo...kogo moje piękne oczy widzą...-powiedziała
tym swoim przesadnie słodkim głosikiem.- Nowa dziwka naszego kochanego
Benningtona?- dodała, a w Liv aż się zagotowało.
- Daj mi spokój kobieto i zejdź z drogi zanim ci
coś zrobię.- warknęła lecz tamta roześmiała się.
- Ty? A co ty mi możesz zrobić słońce?
- Dużo.- Liv w końcu podniosła na nią wzrok. Jej
oczy aż świeciły tą rażącą zielenią. Tym razem nawet szkła kontaktowe nie
pomogły. Samantha jakby przeraziła się.- Po pierwsze, nie masz prawa mówić, że
jestem dziwką; po drugie, to nie jest
żaden "nasz kochany Bennington", a po trzecie z nas dwóch jedyną
dziwką jesteś ty. Ja nie pieprzę się z kim popadnie i nie żyję na pastwę losu
osoby, która kocha mnie nad życie.
- Może dlatego, że nie posiadasz osoby, która by
cię pokochała?- zauważyła złośliwie.
- Być może. W każdym razie nie byłam, nie jestem i
nie będę taka jak ty.
- Czyli jaka?
- Nie będę taką tępą idiotką jak ty.- powiedziała,
a Samantha już zamachnęła się by ją uderzyć lecz Liv chwyciła ją za rękę i
popatrzyła prosto w oczy. Jak nigdy była pewna siebie.- Nawet nie wiesz jak go
zraniłaś. Przez ciebie się załamał. Myśli, że to jego wina, a tak naprawdę wina
leży tylko i wyłącznie po twojej stronie. Brzydzę się takimi ludźmi jak ty. A
teraz zejdź mi z drogi spieprzaj stąd zanim stracę panowanie nad sobą.- Sam
wyrwała się z jej uścisku i zmierzyła ją wzrokiem.
- Banda psycholi.- prychnęła.- Pasujecie do siebie.-
dodała i odeszła. Liv otrząsnęła się z transu, który nią zawładnął i skierowała
się do domu.
Dzień
szybko jej zleciał. Po 17:00 do domu wrócił Chester. Dowiedziała się, że
pracuje w Burger Kingu. Nie spodziewała się tego po nim, ale przecież znała go
krótko. Wpadł do nich również Shinoda. Rozmawiali dobre dwie godziny kiedy Mike
oświadczył, że musi udać się za potrzebą toteż Chez i Liv zostali sami.
- I jak ci minął dzień? Co porabiałaś?- zapytał z
ciekawością.
- Poszłam rozglądnąć się za pracą...-napotkała jego
zabójcze spojrzenie.- Oj no weź, nie będziesz mnie utrzymywał. Otóż znalazłam
pracę...w straży pożarnej.
- W straży?- zdziwił się.
- Mhm. Chodziłam do technikum chemicznego w Polsce.
Poza tym skończyłam kurs strażacki. Mogę zawodowo pracować jako strażak. Nie
tylko jako ochotnik.- uśmiechnęła się z dumą.
- No popatrz, kto by pomyślał, że takie malusie coś
będzie panią strażak...-powiedział z podziwem.
- Żadne "małe coś", ok?- zaśmiała się.-
Pracę w sumie zaczęłam od zaraz. Mam już swoje ubranie na akcje i koszarówkę.
- Koszarówkę?
- No tak. Ubranie robocze. Do prac typu: malowanie,
babranie się w smarze, mycie samochodów itd.- wyjaśniła.
- Aaaa. Ok, rozumiem. I co? Jak będzie wyglądała
twoja praca?
- Dostałam swój pager, musiałam podać swój numer
telefonu, aby w czasie kiedy wyje syrena nie dzwonił tylko pager, ale też mój
telefon. Tak na wszelki wypadek, jakbym podziała gdzieś to małe ustrojstwo.
Prezes pozwolił mi jechać na najbliższą akcję, więc będę mogła się wykazać.
- Dlaczego wybrałaś akurat straż?
- Wiesz...od zawsze fascynował mnie ten zawód.
Chciałam pomagać ludziom. Tak bezinteresownie. Po moim, hm...wypadku to
pragnienie się nasiliło. Skoro nie potrafiłam pomóc sobie to dlaczego by nie
spróbować pomóc innym, którzy i tak mają gorzej ode mnie? Poza tym...zawsze
ciągnęło mnie do ognia.- uśmiechnęła się.
- Ty piromanie jeden!- zaśmiał się.- A później co
robiłaś?
- Mój nowy przełożony pokazał mi całe koszary i
miejsce, gdzie mam wieszak. Później poszłam coś zjeść na miasto i zaraz
wracałam do domu. Ale przecież mój dobry humor nie może trwać więcej niż dzień,
prawda? Toteż na ulicy spotkałam tą pokrakę czyt. Samathę.
- Co ci mówiła?- Chester wyraźnie posmutniał.
- Nic co by mogło okazać się wartościowe. Kazałam
jej spieprzać, a później wróciłam do domu. Siedziałam trochę w swoim pokoju i
wypuściłam z klatki chomika w takiej specjalnej kuli, w której może sobie
biegać i ani nigdzie nie ucieknie, ani nie przegryzie ci żadnych kabli także
bądź spokojny.- zaśmiała się.- Ty, czemu Shinoda tak długo nie wraca?-
zauważyła.
- Nie wiem...może utopił się w sedesie?- zaśmiali
się oboje. Nagle usłyszeli jak ktoś z hukiem zbiega ze schodów.- Słuchaj...ty
chomika do klatki już schowałaś?- zapytał.
- Nie...- nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerwał
jej przeraźliwy pisk Mike'a. Zobaczyli tylko jak przebiegał z krzykiem z
jednego do drugiego pokoju, a za nim podążał chomik w kuli. Wybuchli głośnym
śmiechem. To była doprawdy komiczna scena. Mike z krzykiem uciekający prze
małym chomikiem. Po chwili wskoczył na kanapę, gdzie siedzieli Chester i Liv.
- Weźcie to! Weźcie!- krzyczał.
- Mike...- zaczął Chazz.
-WEŹ TO KURWA!- wrzasnął, gdy chomik przybliżył się
do kanapy. Liv dalej się śmiejąc, podniosła kulę z chomikiem i wyjęła go z
niej.
- Mike...to jest chomik....- dokończył Chester.
Znowu zaczął się śmiać, a Shinoda już nieco opanowany usiadł na kanapie i
odetchnął z ulgą.
- Ja pierdole...-złapał się za serce.- W życiu się
tak nie wystraszyłem....Ja tu siedzę w kiblu, co nie? I nagle słyszę coś w
prysznic stuka, no i wiadomo jak już zrobiłem swoje, podchodzę do tego
pieprzonego prysznica, a tam szczur! Się przestraszyłem, że może jakąś
wściekliznę ma czy coś, a tu się okazuje, że to chomik.- uderzył się z otwartej
dłoni w czoło i zaczął się śmiać.- Prawie na zawał zszedłem. Tak w ogóle to od
kiedy ty masz chomika, co?- zapytał z wyrzutem Chestera.
- To mój chomik.- wtrąciła się Liv.
- Aaa...to już wiem dlaczego go wcześniej nie
widziałem. Siema mały.-zwrócił się do małego stworzenia, które właśnie czyściło
łapki siedząc na dłoni swojej pani.- Jak się zwie?- zapytał.
- Stefan, Stef, Stefek, Stefano...jak wolisz.-
zaśmiał się Chester.
- Ty! Weź go na chwilę na ręce.- Mike zwrócił się
do przyjaciela. Chez wziął małego na ręce i wbił pytający wzrok w Shinodę,
który zaczął się chichrać.
- Z czego ty się znowu śmiejesz?- zapytał
zrezygnowanym tonem Bennington.
- Śmiesznie to wygląda. Ty taki groźny, no wiesz,
czerwony irokez, kolczyk w wardze i w ogóle, a na dłoni takie małe cuś.
- Jak to fajnie wygląda...-zauważyła Liv.- Słodki
jesteś bracie.- zwróciła się do Chestera i uśmiechnęła się.
- Bracie?- skrzywił się Mike.- Ja tu myślałem, że
jakieś romanse się szykują, a tu takie "bracie". Serio?- powiedział z
wyrzutem. Liv i Chester popatrzeli się na niego jak na idiotę.- No co?
- Przecież ci mówiłam, że traktuję Chazza jak
brata...-zaczęła Liv.
- Jakoś jeszcze wcześniej mówiłaś co innego...
- A może tak byś się zamknął...
- A może jednak nie...
- Zamknij ryj.- warknęła.
- O co wam chodzi?- zapytał zdezorientowany
Chester.
- O to, że przez jego jakże fascynujące pytanie
omal nie zadławiłam się sokiem kiedy mnie u niego zostawiłeś wtedy w nocy, ale
błagam, nie mówmy o tym. Przecież coś ustaliliśmy, prawda?
- No okay...
- Co ustaliliście?- zapytał dociekliwy Mike.
- Nie interesuj się.- odparł Chez.
- Ustaliliśmy, że traktujemy się jak rodzeństwo.-
odpowiedziała Liv.
- Stary! Jesteś gejem?!- Shinoda aż podskoczył ze
zdziwienia.
- NIE!- zaprzeczył Bennington.- Po prostu doszliśmy
do wniosku, że nic do siebie nie czujemy i tyle. Chłopie, ja jeszcze pozwu
rozwodowego nie złożyłem, a ty mi tu z jakimiś romansami wyjeżdżasz.
- Ja wam mówię...będą z tego dzieci.- wyszczerzył
się Spike.- A teraz już spadam, bo musicie mieć czas na te wasze
"braterskie sprawy".- podniósł się z kanapy, ubrał się i podśpiewując
pod nosem: " Będą seksy, będą seksy umc umc jeb pizd łubu dubu dubu"
wyszedł z domu.
- Niezły dubstep mu wyszedł.-zaśmiał się
Bennington.
- Jezu...dobrze, że on nie wie o wczorajszej
nocy...- Liv klapnęła z powrotem na kanapę.
- No...Tak w ogóle to chciałbym cię za to
przeprosić. To było...dziwne.
- Ta, wiem. Ale jest ok. Tylko więcej nie rób
takich akcji ze ściąganiem koszulek, ok?
- Mhm.
Ich rozmowę przerwał dzwoniący telefon dziewczyny.
To był alarm ze straży.
- No wiecie co! Pierwszy dzień roboty i już
wyjazd?- panikował Bennington, gdy dziewczyna w pośpiechu zbierała swoje
rzeczy.
- Chazy, zluzuj majty.- odparła zakładając
pośpiesznie buty.- Będzie dobrze bracie.-cmoknęła go w policzek i wybiegła z
domu.
- Uważaj na siebie!- krzyknął za nią. Gdy zniknęła
z jego pola widzenia, zamknął drzwi i postanowił pooglądać sobie telewizję, aby
zabić czas w oczekiwaniu na powrót Liv.
Dziewczyna
wpadła do remizy jak burza. Z
błyskawiczną prędkością nałożyła ubranie do wyjazdów i pobiegła do wozu.
Usiadła między nowymi kolegami z pracy i już chwilę później byli w drodze do
miejsca zdarzenia. Z radia CB dowiedziała się, że jadą do wypadku. Kiedy
dojechali na miejsce, dziewczyna przeżegnała się i wysiadła wraz z innymi z
wozu. Wiedziała, że widok, który ją zastanie może być makabryczny, ale nie
wyobrażała sobie, że będzie AŻ tak makabryczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz