Strony

piątek, 13 lutego 2015

"Family"


- Chester, musimy porozmawiać.-zakomunikowała, gdy Mike pojechał do swojego domu. Mężczyzna siedział w tym momencie na kanapie i z wyciągniętymi nogami na stoliku, oglądał telewizję. Usiadła obok niego lecz ten zdawał się jej nie zauważyć.-Słyszałeś co powiedziałam?
- Hmm?- odezwał się niechętnie.
- Musimy porozmawiać...
- Ok. Rozmawiajmy.
- Chester, to poważna sprawa.-powiedziała wyraźnie zirytowana.
- To znaczy?- podniósł się leniwie i usiadł wygodnie, zwracając się tym samym do Liv.
- Nie pamiętasz, co się działo wczoraj w nocy zanim przyszedł Mike, prawda?- zapytała niepewnie.
- Niee...-zaczął niepewnie.- No nie mów, że my coś ten tego.-dokończył zrezygnowany.
- Zanim przyszedł Mike, czyli wtedy jak wpadliśmy cali mokrzy do domu...-zrobiła krótką przerwę i wypuściła ze świstem powietrze.- Pocałowałeś mnie.- spuściła wzrok, a Chester zakrztusił się własną śliną.
- Ale wiesz...że...ja...ten...no...że my...- zaczął się nerwowo jąkać.
- Wyduś to z siebie.- ponagliła go Liv.
- Liv, ja przepraszam. Byłem pijany, nie wiedziałem co robię.- tłumaczył się.
- Chazz, spokojnie. To było...miłe.- przypomniała sobie ten moment kiedy ich wargi się złączyły.- Ale...ja chyba do ciebie nic nie czuję. Teraz pytanie, czy dla ciebie ten pocałunek coś znaczył?- zapytała spokojnie.
- Skąd mam wiedzieć, skoro byłem pijany.- Opadł całym ciałem na kanapę lecz po chwili poderwał się do poprzedniej pozycji.- Ale naprawdę przepraszam.- spojrzał w jej oczy.
- Nic się nie stało.- uśmiechnęła się.- Traktuję cię jak starszego brata, którego nigdy nie miałam także jest ok. Po prostu zapomnimy o tym, ok?
- Ja nie mam czego zapominać.- zaśmiał się.- No, ale ok. Ja traktuję cię jak siostrę, także widzę, że myślimy podobnie.- objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
- Wiesz...jak siostra bratu powiem ci, że wyglądasz cholernie dobrze w tej fryzurze. Nic  tylko brać.- zaśmiali się oboje.
- A ja jak brat siostrze powiem ci, że wyglądasz cholernie seksownie w samej bieliźnie i mojej koszulce.- powiedział przez co Liv zarumieniła się.- Dobra, skończmy już.- zaśmiał się.
                Siedzieli tak jeszcze dobre dwie godziny. Rozmawiali, oglądali jakiś nudny film, śmiali się ze wszystkiego. Liv czuła się okropnie. Wszystko ją bolało, ciągle pociągała nosem.
- Wiesz...chyba się przezię..- kichnęła.-...biłam jak wczora...-kichnęła-...wczoraj wracaliśmy.
- Tym bardziej, że później komuś nie chciało się założyć ubrań....
- No ja już tutaj palcem pokazywać nie będę kto leżał w samych gaciach.- zaśmiała się i wstała.- Pójdę się położyć. Jakoś tak wszystko mnie boli....
- Ok. Ty idź się połóż, a ja ci zagrzeję cudowny bulion mojej babci, który działa na przeziębienie lepiej niż leki.
- Zabrzmiało jak w jakiejś reklamie.-zaśmiała się.
- Cicho tam. Idź już.- zrobiła co kazał i już po chwili leżała pod ciepłą kołdrą.
                15 minut później do pokoju przyszedł Chester. W dłoni trzymał kubek z parującym napojem.
- Masz, pij.- podał ostrożnie dziewczynie.- Jak byłem mały, moja babcia zawsze robiła mi ten bulion, gdy byłem chory. Stawiało mnie na nogi jeszcze tego samego dnia. Mam nadzieję, że ci pomoże.- powiedział i usiadł obok niej na łóżku.  Liv podziękowała i dosyć szybko wypiła.
- Ej, ej! Nie tak szybko, bo się poparzysz!- zganił ją, ale nie posłuchała.
- Pyszny był.
- Przekażę babci.- uśmiechnął się.
- Zi-zimno...- Liv zaczęła zgrzytać zębami. Chester poderwał się z miejsca.
- Posuń się.- nakazał,  a ona wybałuszyła oczy.
- Co ty robisz?- zapytała kiedy ściągnął koszulkę. Z jednej strony była przerażona jego zachowaniem, ale z drugiej...mogła podziwiać te wszystkie tatuaże zdobiące jego ciało. Przełknęła nerwowo ślinę. Traktujesz go jak brata, więc się kurwa uspokój.- zganiła się w myślach.
- Ściągaj koszulkę.- powiedział, a ona jeszcze bardziej wybałuszyła oczy.- Ufasz mi?- pokiwała niepewnie głową.- No właśnie. Ściągaj.- nakazał. Zrobiła co kazał. Ściągnęła koszulkę. Zakryła się po same uszy, a Chester tylko zaśmiał się i już po chwili leżał obok niej pod kołdrą.
- Czuję się co najmniej dziwnie.- wymamrotała.
- Wiem, ja też. Czytałem kiedyś w jakiejś książce, że jak komuś zimno to najlepiej jest ogrzać tą osobę swoim ciałem. Najskuteczniej działa kiedy skóra ma ze sobą bezpośredni kontakt, dlatego też kazałem ci zdjąć koszulkę.
- Nie chcę wiedzieć w jakiej to książce przeczytałeś...
- Cicho bądź i się przytul, bo robię to żeby ci cieplej było.- przytuliła się do niego. W pewnym momencie chciała od niego odskoczyć. Wydawał się jej taki...gorący? W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Ty przypadkiem nie masz gorączki?- zapytała wtulona w niego.
- Niee...-odpowiedział niepewnie.- a co?
- Bo ciepły strasznie jesteś.
- Taki ze mnie gorący chłopak.- zaśmiał się.
- Zostaniesz moim własnym, przenośnym grzejnikiem?- zapytała ze śmiechem.
- To oświadczyny?- oboje wybuchli śmiechem. Objął ją ramieniem i nawet nie zauważyli kiedy zasnęli.
                Chester mówił prawdę kiedy opowiadał o "cudownym bulionie". Liv szybko stanęła na nogi i następnego dnia była zdrowa jak ryba. Kiedy rano się obudziła i nie zastała obok siebie Cheza, postanowiła się ogarnąć. Po porannej toalecie i ogólnym ogarnięciu się, zeszła na dół. Czując zapach jajecznicy weszła do kuchni. Przy kuchennym blacie stał on. Człowiek, który uratował jej życie, zapewnił dach nad głową i jeszcze do tego się nią opiekuje. Stał tyłem do niej toteż jej nie zauważył. W każdym razie ona tak myślała.
- Dzień dobry mała.- powiedział choć dalej się nie odwrócił.- Jak się spało?- zapytał, a Liv stała z wybałuszonymi oczami. Nie odpowiadała mu, więc odwrócił się.- A tobie co?- zapytał zdziwiony.- Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
- Skąd ty...wiedziałeś, że tu jestem?- spytała jeszcze bardziej zdziwiona niż on. W tamtej chwili Chester zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia skąd to wiedział. Przeczesał ręką włosy i zdawał się nad czymś myśleć.
- Ty wiesz, że nie mam pojęcia?- wymruczał po chwili.- Hm, dziwne.- skomentował i zabrał się za nakładanie jedzenia na talerze. Liv zauważyła, że na stole leżą nie dwa, a trzy talerze.
- Po co ten trzeci talerz?- zapytała, a on spojrzał się na zegarek.
- Za jakieś...dwie minuty wparuje tu Mike z jakimś jego tekstem typu "Chesteeeer! Głodny jestem" albo "Dawaj amciu albo wpierdol"- powiedział, a Liv zaczęła się śmiać.
- Umówiliście się, czy jak?
- Nieee. On tak zawsze przychodzi. O, czekaj...-po raz kolejny spojrzał na zegarek.- Pięć...cztery...trzy...dwa...jeden...- jego odliczanie przerwał trzask drzwi wejściowych i wrzask Mike'a.
- Chesteeeer! DAWAJ AMCIU!- wydarł się.
- On tak zawsze?- zapytała Liv, a Chester pokwiał tylko głową.
- No! Gdzie ta moja puszczalska jest?- wszedł do kuchni, a Chez i Liv wymienili się zdziwionymi spojrzeniami- Tutaj jesteś kochana.- powiedział i przytulił Chestera.
- Weź spieprzaj co?- odepchnął go.
- Kochanie, uważaj bo poronisz!- krzyknął Shinoda. Dziewczyna widząc to całe przedstawienie wybuchła śmiechem natomiast Chazz był wyraźnie wnerwiony.
- Możesz łaskawie przestać?- oburzył się.
- Oj dobrze już, dobrze.- Mike uniósł dłonie w geście obronnym i usiadł przy stole.- Powiem ci, że Anna miała z ciebie niezły ubaw.-nastała chwila ciszy.-To co dzisiaj jemy?- zapytał, a Liv I Chester przywalili sobie facepalmy.
Zjedli śniadanie w ciszy. Liv musiała przyznać, że Chester robi wyśmienitą jajecznicę. Sama nie umiała takiej zrobić. Po skończonym posiłku dziewczyna poszła do swojego pokoju. Postanowiła trochę posiedzieć przy komputerze. I tak oto zleciały jej około dwie godziny. Znudzona zeszła na dół do salonu, ale nikogo nie zastała. Zauważyła jedynie kartkę na stoliku.
Jestem w pracy. Będę około 17:00. Nie chciałem Ci przeszkadzać dlatego piszę tą wiadomość. Zostawiam Ci trochę kasy na jakiś obiad. Wybacz, że sam niczego nie zrobiłem, ale nie miałem zbytnio czasu.
                                                                                                                Twój popapraniec, Chester. :>

Schowała pieniądze do kieszeni i postanowiła, że pójdzie rozglądnąć się za jakąś pracą. Ubrała się i wyszła z domu. Skierowała się w stronę pobliskiej straży pożarnej. Szkołę średnią kończyła w Polsce, a było to technikum chemiczne, a poza tym kończyła kurs strażacki  toteż mogła pracować w straży. Ten zawód zawsze ją fascynował. Zawsze uważała, że skoro sobie pomóc nie może to dlaczego nie mogłaby ratować innych? Weszła na teren koszar i skierowała się do biura. Okazało się, że jest jeszcze wolne miejsce. Mogła zaczynać pracę od zaraz. Jej nowy przełożony oprowadził ją po całych koszarach, przydzielił wieszak i ubranie. Po wyjściu ze straży poszła na miasto coś zjeść i zaraz wracała do jej domu. Nowego domu, w którym mogła czuć się bezpiecznie. W każdym razie taką miała nadzieję. Po drodze wpadła na Samathę- żonę Chestera.
- Ooo...kogo moje piękne oczy widzą...-powiedziała tym swoim przesadnie słodkim głosikiem.- Nowa dziwka naszego kochanego Benningtona?- dodała, a w Liv aż się zagotowało.
- Daj mi spokój kobieto i zejdź z drogi zanim ci coś zrobię.- warknęła lecz tamta roześmiała się.
- Ty? A co ty mi możesz zrobić słońce?
- Dużo.- Liv w końcu podniosła na nią wzrok. Jej oczy aż świeciły tą rażącą zielenią. Tym razem nawet szkła kontaktowe nie pomogły. Samantha jakby przeraziła się.- Po pierwsze, nie masz prawa mówić, że jestem dziwką;  po drugie, to nie jest żaden "nasz kochany Bennington", a po trzecie z nas dwóch jedyną dziwką jesteś ty. Ja nie pieprzę się z kim popadnie i nie żyję na pastwę losu osoby, która kocha mnie nad życie.
- Może dlatego, że nie posiadasz osoby, która by cię pokochała?- zauważyła złośliwie.
- Być może. W każdym razie nie byłam, nie jestem i nie będę taka jak ty.
- Czyli jaka?
- Nie będę taką tępą idiotką jak ty.- powiedziała, a Samantha już zamachnęła się by ją uderzyć lecz Liv chwyciła ją za rękę i popatrzyła prosto w oczy. Jak nigdy była pewna siebie.- Nawet nie wiesz jak go zraniłaś. Przez ciebie się załamał. Myśli, że to jego wina, a tak naprawdę wina leży tylko i wyłącznie po twojej stronie. Brzydzę się takimi ludźmi jak ty. A teraz zejdź mi z drogi spieprzaj stąd zanim stracę panowanie nad sobą.- Sam wyrwała się z jej uścisku i zmierzyła ją wzrokiem.
- Banda psycholi.- prychnęła.- Pasujecie do siebie.- dodała i odeszła. Liv otrząsnęła się z transu, który nią zawładnął i skierowała się do domu.
                Dzień szybko jej zleciał. Po 17:00 do domu wrócił Chester. Dowiedziała się, że pracuje w Burger Kingu. Nie spodziewała się tego po nim, ale przecież znała go krótko. Wpadł do nich również Shinoda. Rozmawiali dobre dwie godziny kiedy Mike oświadczył, że musi udać się za potrzebą toteż Chez i Liv zostali sami.
- I jak ci minął dzień? Co porabiałaś?- zapytał z ciekawością.
- Poszłam rozglądnąć się za pracą...-napotkała jego zabójcze spojrzenie.- Oj no weź, nie będziesz mnie utrzymywał. Otóż znalazłam pracę...w straży pożarnej.
- W straży?- zdziwił się.
- Mhm. Chodziłam do technikum chemicznego w Polsce. Poza tym skończyłam kurs strażacki. Mogę zawodowo pracować jako strażak. Nie tylko jako ochotnik.- uśmiechnęła się z dumą.
- No popatrz, kto by pomyślał, że takie malusie coś będzie panią strażak...-powiedział z podziwem.
- Żadne "małe coś", ok?- zaśmiała się.- Pracę w sumie zaczęłam od zaraz. Mam już swoje ubranie na akcje i koszarówkę.
- Koszarówkę?
- No tak. Ubranie robocze. Do prac typu: malowanie, babranie się w smarze, mycie samochodów itd.- wyjaśniła.
- Aaaa. Ok, rozumiem. I co? Jak będzie wyglądała twoja praca?
- Dostałam swój pager, musiałam podać swój numer telefonu, aby w czasie kiedy wyje syrena nie dzwonił tylko pager, ale też mój telefon. Tak na wszelki wypadek, jakbym podziała gdzieś to małe ustrojstwo. Prezes pozwolił mi jechać na najbliższą akcję, więc będę mogła się wykazać.
- Dlaczego wybrałaś akurat straż?
- Wiesz...od zawsze fascynował mnie ten zawód. Chciałam pomagać ludziom. Tak bezinteresownie. Po moim, hm...wypadku to pragnienie się nasiliło. Skoro nie potrafiłam pomóc sobie to dlaczego by nie spróbować pomóc innym, którzy i tak mają gorzej ode mnie? Poza tym...zawsze ciągnęło mnie do ognia.- uśmiechnęła się.
- Ty piromanie jeden!- zaśmiał się.- A później co robiłaś?
- Mój nowy przełożony pokazał mi całe koszary i miejsce, gdzie mam wieszak. Później poszłam coś zjeść na miasto i zaraz wracałam do domu. Ale przecież mój dobry humor nie może trwać więcej niż dzień, prawda? Toteż na ulicy spotkałam tą pokrakę czyt. Samathę.
- Co ci mówiła?- Chester wyraźnie posmutniał.
- Nic co by mogło okazać się wartościowe. Kazałam jej spieprzać, a później wróciłam do domu. Siedziałam trochę w swoim pokoju i wypuściłam z klatki chomika w takiej specjalnej kuli, w której może sobie biegać i ani nigdzie nie ucieknie, ani nie przegryzie ci żadnych kabli także bądź spokojny.- zaśmiała się.- Ty, czemu Shinoda tak długo nie wraca?- zauważyła.
- Nie wiem...może utopił się w sedesie?- zaśmiali się oboje. Nagle usłyszeli jak ktoś z hukiem zbiega ze schodów.- Słuchaj...ty chomika do klatki już schowałaś?- zapytał.
- Nie...- nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerwał jej przeraźliwy pisk Mike'a. Zobaczyli tylko jak przebiegał z krzykiem z jednego do drugiego pokoju, a za nim podążał chomik w kuli. Wybuchli głośnym śmiechem. To była doprawdy komiczna scena. Mike z krzykiem uciekający prze małym chomikiem. Po chwili wskoczył na kanapę, gdzie siedzieli Chester i Liv.
- Weźcie to! Weźcie!- krzyczał.
- Mike...- zaczął Chazz.
-WEŹ TO KURWA!- wrzasnął, gdy chomik przybliżył się do kanapy. Liv dalej się śmiejąc, podniosła kulę z chomikiem i wyjęła go z niej.
- Mike...to jest chomik....- dokończył Chester. Znowu zaczął się śmiać, a Shinoda już nieco opanowany usiadł na kanapie i odetchnął z ulgą.
- Ja pierdole...-złapał się za serce.- W życiu się tak nie wystraszyłem....Ja tu siedzę w kiblu, co nie? I nagle słyszę coś w prysznic stuka, no i wiadomo jak już zrobiłem swoje, podchodzę do tego pieprzonego prysznica, a tam szczur! Się przestraszyłem, że może jakąś wściekliznę ma czy coś, a tu się okazuje, że to chomik.- uderzył się z otwartej dłoni w czoło i zaczął się śmiać.- Prawie na zawał zszedłem. Tak w ogóle to od kiedy ty masz chomika, co?- zapytał z wyrzutem Chestera.
- To mój chomik.- wtrąciła się Liv.
- Aaa...to już wiem dlaczego go wcześniej nie widziałem. Siema mały.-zwrócił się do małego stworzenia, które właśnie czyściło łapki siedząc na dłoni swojej pani.- Jak się zwie?- zapytał.
- Stefan, Stef, Stefek, Stefano...jak wolisz.- zaśmiał się Chester.
- Ty! Weź go na chwilę na ręce.- Mike zwrócił się do przyjaciela. Chez wziął małego na ręce i wbił pytający wzrok w Shinodę, który zaczął się chichrać.
- Z czego ty się znowu śmiejesz?- zapytał zrezygnowanym tonem Bennington.
- Śmiesznie to wygląda. Ty taki groźny, no wiesz, czerwony irokez, kolczyk w wardze i w ogóle, a na dłoni takie małe cuś.
- Jak to fajnie wygląda...-zauważyła Liv.- Słodki jesteś bracie.- zwróciła się do Chestera i uśmiechnęła się.
- Bracie?- skrzywił się Mike.- Ja tu myślałem, że jakieś romanse się szykują, a tu takie "bracie". Serio?- powiedział z wyrzutem. Liv i Chester popatrzeli się na niego jak na idiotę.- No co?
- Przecież ci mówiłam, że traktuję Chazza jak brata...-zaczęła Liv.
- Jakoś jeszcze wcześniej mówiłaś co innego...
- A może tak byś się zamknął...
- A może jednak nie...
- Zamknij ryj.- warknęła.
- O co wam chodzi?- zapytał zdezorientowany Chester.
- O to, że przez jego jakże fascynujące pytanie omal nie zadławiłam się sokiem kiedy mnie u niego zostawiłeś wtedy w nocy, ale błagam, nie mówmy o tym. Przecież coś ustaliliśmy, prawda?
- No okay...
- Co ustaliliście?- zapytał dociekliwy Mike.
- Nie interesuj się.- odparł Chez.
- Ustaliliśmy, że traktujemy się jak rodzeństwo.- odpowiedziała Liv.
- Stary! Jesteś gejem?!- Shinoda aż podskoczył ze zdziwienia.
- NIE!- zaprzeczył Bennington.- Po prostu doszliśmy do wniosku, że nic do siebie nie czujemy i tyle. Chłopie, ja jeszcze pozwu rozwodowego nie złożyłem, a ty mi tu z jakimiś romansami wyjeżdżasz.
- Ja wam mówię...będą z tego dzieci.- wyszczerzył się Spike.- A teraz już spadam, bo musicie mieć czas na te wasze "braterskie sprawy".- podniósł się z kanapy, ubrał się i podśpiewując pod nosem: " Będą seksy, będą seksy umc umc jeb pizd łubu dubu dubu" wyszedł z domu.
- Niezły dubstep mu wyszedł.-zaśmiał się Bennington.
- Jezu...dobrze, że on nie wie o wczorajszej nocy...- Liv klapnęła z powrotem na kanapę.
- No...Tak w ogóle to chciałbym cię za to przeprosić. To było...dziwne.
- Ta, wiem. Ale jest ok. Tylko więcej nie rób takich akcji ze ściąganiem koszulek, ok?
- Mhm.
Ich rozmowę przerwał dzwoniący telefon dziewczyny. To był alarm ze straży.
- No wiecie co! Pierwszy dzień roboty i już wyjazd?- panikował Bennington, gdy dziewczyna w pośpiechu zbierała swoje rzeczy.
- Chazy, zluzuj majty.- odparła zakładając pośpiesznie buty.- Będzie dobrze bracie.-cmoknęła go w policzek i wybiegła z domu.
- Uważaj na siebie!- krzyknął za nią. Gdy zniknęła z jego pola widzenia, zamknął drzwi i postanowił pooglądać sobie telewizję, aby zabić czas w oczekiwaniu na powrót Liv.
                Dziewczyna wpadła  do remizy jak burza. Z błyskawiczną prędkością nałożyła ubranie do wyjazdów i pobiegła do wozu. Usiadła między nowymi kolegami z pracy i już chwilę później byli w drodze do miejsca zdarzenia. Z radia CB dowiedziała się, że jadą do wypadku. Kiedy dojechali na miejsce, dziewczyna przeżegnała się i wysiadła wraz z innymi z wozu. Wiedziała, że widok, który ją zastanie może być makabryczny, ale nie wyobrażała sobie, że będzie AŻ tak makabryczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz