- Co Ci się stało?- Spytał spokojnie odwracając jej
twarz w swoją stronę. Ona jednak szybko odsunęła się od niego i spuściła głowę
w dół.
- Nic mi się nie stało. Po prostu się uderzyłam
i...- Nie zdążyła dokończyć, ponieważ Chester jeszcze raz odwrócił jej twarz w
swoją stronę.
- Kto Ci to zrobił?- Zapytał zdenerwowany patrząc
jej prosto w oczy.
- Co? Nikt. Mówiłam Ci przecież, że...- Znowu nie
zdążyła dokończyć.
- Kłamiesz! Powiedz mi co się stało.- Powiedział
spokojnie i nagle zauważył łzy w oczach Liv.- No już...nie płacz.- Przytulił ją
do siebie.- Powiedz mi co się stało, spokojnie.
- Eh, dobrze. Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Nawet moja najlepsza przyjaciółka o tym nie wie.
- Obiecuję.- Odparł.- Możesz mi zaufać.
- Otóż mój ojciec jest...zbyt wybuchowy. Zrobił mi
awanturę, że za późno wróciłam do domu i oto co mi zostawił na
pamiątkę.-Wskazała na swoją twarz.-Wiesz, moi rodzice nie rozumieją, że ja już
od dawna jestem dorosła.-Zapadła cisza. Po kilku minutach Liv spojrzała na
swojego towarzysza i to co ujrzała wprost ją przeraziło. Z jego oczu wyczytała
jedynie gniew, nienawiść, chęć zemsty. Siedział wściekły z zaciśniętymi
pięściami.- Chazz? Co się dzieje?- Zapytała. Po kilku sekundach jej
odpowiedział.
- Mam ochotę iść do Twojego ojca i zostawić mu taki
sam ślad na twarzy jaki on zostawił Tobie.- Wysyczał przez zęby i jeszcze
bardziej zacisną pięści aż mu się paznokcie wbijały w skórę.
- Błagam Cię.- Powiedziała zrezygnowana.- Nawet się
nie znamy.
- Ale to przeze mnie się spóźniłaś i to przeze mnie
masz tego siniaka pod okiem. Przepraszam.- Schował twarz w dłonie.
- Co? Jak to?- Zapytała zdziwiona.
- Gdybym wtedy na chodniku Cię nie zagadał to
zdążyłabyś do domu i uniknęłabyś awantury.-Mimo woli uśmiechnęła się lekko.
- Chester, błagam Cię człowieku. Przecież to nie
Twoja wina.- Oparła się o jego ramię, a on ponownie przytulił ją do siebie.-
Wiesz, znamy się ledwie godzinę, a ja już Cię polubiłam.- Zaśmiała się.
- Wzajemnie.- Uśmiechnął się. Nagle poczuł jak ta
drobna istotka wtulająca się w niego zaczęła się trząść z zimna. No tak. Nawet
bluzy nie wzięła, gdy wychodziła. Odsunął ją od siebie, zdjął swoją bluzę i
podał dziewczynie.
- Chazz, nie. Będzie Ci zimno.- Zaczęła odmawiać
lecz on był nieugięty. Sam założył jej bluzę i uśmiechnął się do niej.-
Dziękuję.- Odparła i ponownie się do niego przytuliła. Na jego rękach zauważyła
tatuaże jakby płomienie. Złapała go za rękę i ku jego zdziwieniu zaczęła z
zaciekawieniem oglądać tatuaż. Nagle zaczęła się śmiać.
- A Tobie co?- Zapytał dalej zdziwiony. Ona
podniosła rękawy jego bluzy, a jego oczom ukazały się prawie takie same
tatuaże. Od tych na jego rękach różniły się kolorystyką i były o wiele dłuższe
oraz ‘wchodziły’ lekko na jej dłonie i palce.
Najbardziej był zdziwiony faktem iż wcześniej nie zauważył ich u
dziewczyny.
- Słuchaj stary...To na pewno nie przypadek, że
wpadłam dzisiaj na Ciebie na chodniku, spotkałam Cię tutaj i jeszcze okazało
się, że mamy prawie takie same tatuaże.
- Ale chyba nie zrobiłaś sobie ich tylko dlatego,
że kiedyś zobaczyłaś pewnego pajaca chociażby na ulicy, a na jego
przedramionach zauważyłaś płomienie?- Mimo wszystko poczuł się trochę urażony.
Zawsze myślał, że te tatuaże to tylko i wyłącznie JEGO historia, JEGO życie i JEGO pomysł i że właśnie te
płomienie czynią go oryginalnym.
- Człowieku coś Ty...W życiu cię na oczy nie
widziałam. To znaczy wydajesz mi się dziwnie znajomy i w ogóle, ale zawsze
myślałam, że te tatuaże czynią mnie oryginalną i że nikt inny takich nie
ma. A poza tym...Nie jestem taka. Nie
robię czegoś dla szpanu.- Spuściła głowę w dół, a jemu zrobiło się jej szkoda.
Był na siebie wściekły. Jak mógł pomyśleć, że ktoś taki jak ta śliczna mała
istotka mogłaby zrobić coś tak
głupiego?
- Przepraszam Liv, nie chciałem Cię urazić.
Ostatnio jestem jakiś przewrażliwiony.- Objął ją ramieniem, ale po chwili
wstał, a ona zdezorientowana patrzyła na niego kiedy wyciągnął do niej dłoń.-
Chodź. Zimno się zrobiło.-Wstała i razem poszli do jego samochodu. Jechali razem przez ciemne
uliczki małego miasteczka, które
mieściło się niedaleko Los Angeles.
- Wysadź mnie tutaj.- Powiedziała dziewczyna, gdy
zobaczyła swój dom. Kiedy pomyślała, że musi tam wrócić robiło się jej
niedobrze, ale przecież nie może prosić Chestera o nocleg. Tym bardziej, że
znają się zaledwie półtorej godziny. Nie wiedziała, czy może mu zaufać , ale
mimo wszystko coś ją do niego ciągnęło. Jakaś siła, której nie potrafiła
powstrzymać. Wracając do obecnej sytuacji... Chester wysłuchawszy dziewczyny
zamiast zwolnić i zatrzymać samochód- przyspieszył i popędził przed siebie.
- Co Ty robisz do jasnej cholery?!- Wrzasnęła na
niego.- Miałeś mnie wysadzić!
- Nie pozwolę, aby znowu coś Ci się stało.-
Powiedział zdenerwowany, a ona oparła się ze zrezygnowaniem o siedzenie
samochodu.
- Wytłumacz mi coś, ok? Znasz mnie mniej więcej
godzinę, czy dwie, a już chciałbyś mnie chronić jakbyśmy znali się co najmniej
rok. O co Ci chodzi?- Spojrzała się w jego stronę. Zatrzymał samochód na
poboczu po czym spuścił głowę w dół. Mimo wszystko zrobiło się jej go szkoda,
gdy widziała go tak smutnego i bezradnego.
- Nie wiem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Sam tego
nie rozumiem. Jakiś instynkt podpowiada mi, abym się Tobą jak najlepiej zajął,
żebym się Tobą opiekował. Nawet nie potrafię się temu sprzeciwić. Jakaś siła
każe mi się Tobą zaopiekować. Słuchaj, to nie jest przypadek, że wpadliśmy na
siebie wtedy na chodniku, ani to, że przyszłaś wtedy nad jezioro. W każdym
razie ja tak myślę. Nie chcę żebyś pomyślała sobie teraz, że właśnie próbuję
Cię poderwać, a już w ogóle nie chcę żebyś sobie pomyślała, że chcę Cię
wykorzystać, skrzywdzić. Naprawdę nie mam złych zamiarów. Chcę Ci tylko pomóc.
- Eh, rozumiem. Przepraszam.- Powiedziała, a w jej
zielonych oczach znowu pojawiły się łzy.- To chyba najmilsza rzecz jaką
kiedykolwiek usłyszałam.- On widząc to dotknął dłonią jej policzka i otarł
kciukiem łzę spływającą po jej twarzy. Dopiero teraz, kiedy zatopiła się w
bluzie Chestera, poczuła jego zapach. Od razu jej się spodobał, więc dyskretnie
wciągnęła go jeszcze raz do nozdrzy.
- Nie masz za co przepraszać. No już...Nie płacz.
Pojedziemy do mnie, a jak nie to zanocujesz u Mike'a.- Widząc jej przestraszoną
minę dodał- Ale spokojnie. On jest łagodny jak baranek. Zresztą...On nawet
wygląda i zachowuje się jak taki baran. To mój przyjaciel i nie wyrządziłby Ci
żadnej krzywdy, bo wiedziałby, że jesteś ze mną. To znaczy nie, że jesteś ze
mną, że JESTEŚ, tylko, że ja się Tobą opiekuję.- Zaplątał się we własnych
słowach.- A zresztą...Wiesz o co mi chodzi.- Na jej twarzy pojawił się lekki
uśmiech.- No! W końcu żeś się uśmiechnęła. Możemy ruszać?
- Tak, jasne.- Powiedziała po czym Chester odpalił
samochód i pojechali w stronę Los Angeles.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz